Gościem drugiego wywiadu z serii Rising Stars jest Filip Suwada z Kraków Kings. 18 latek z Krakowa popisał się w tym sezonie świetną grą jako biegacz, mimo, że jego nominalna pozycja to Wide Receiver. W przyszłym sezonie zagra jednak w defensywie. Jak do tego doszło? Zapraszamy do lektury!
Będzie to jedno z powtarzających się pytań w naszych wywiadach z młodymi zawodnikami, ale zawsze mnie to ciekawi. Jak zaczęła się twoja przygoda z futbolem?
Zaczęło się od tego, że Kings przyszli do mojej szkoły przeprowadzić rekrutacje. Wtedy jeszcze trenowałem brydż sportowy, ale ewidentnie brakowało mi bardziej ruchliwego sportu. Futbol Amerykański był strzałem w dziesiątkę i po prostu już zostałem.
Znałeś futbol amerykański już wcześniej?
Oczywiście znałem, ale nigdy nie interesowałem się na tyle, żeby potrafić np. odróżnić ten sport od rugby. Wiedziałem, że coś takiego istnieje, ale nie mailem pojęcia, że mogę tez w to grać w Polsce. Byłem mile zaskoczony, kiedy okazało się, że jest drużyna w moim mieście.
Kiedy przyszedłeś do Kings to zaczynałeś jako Wide Receiver, jednak w tym sezonie grałeś także jako RB. Która z tych pozycji bardziej ci odpowiadała?
Kiedy przyszedłem do drużyny, to wyróżniałem się przede wszystkim prędkością, więc naturalną koleją rzeczy było to, że wrzucili mnie na skrzydłowego. Początkowo bardzo podobała mi się gra na tej pozycji, aczkolwiek nie ukrywam, że od jakiegoś czasu korciło mnie, żeby zmienić pozycję na linebackera, bądź safety. Trenerzy jednak doradzali mi, abym został na skrzydle, bo świetnie sobie tam radziłem. To, co sprawiło, że w tym sezonie występowałem jako running back, to 2 czynniki. Pierwszym z nich było to, że wracałem po złamaniu ręki i razem ze sztabem szkoleniowym nie byliśmy pewni tego, czy moja ręka odzyska pełną sprawność. Drugim czynnikiem było to, że nasz nominalny RB doznał kontuzji w drugim meczu sezonu, przeciwko Rebels. Po tym trener powiedział mi, że wierzy w to, że poradzę sobie ze zmianą pozycji i że może mi zaufać. W ten dostałem transfer na running backa praktycznie w środku sezonu. Cieszę się, że poszło mi dobrze, mimo braku ogrania na tej pozycji.
Jak widać poszło naprawdę nieźle, niemal 200 jardów i 2 przyłożenia w meczu półfinałowym przeciwko bardzo silnej defensywie Lowlanders. Futbol to wciąż niszowy sport w Polsce, ciężko zrobić w nim karierę, a dodatkowo bardzo łatwo o poważne kontuzję. Co powiedzieli twoi rodzice, kiedy zdecydowałeś, że chcesz grać w futbol?
Z rodzicami sprawa wyglądała tak, że mój brat chciał trenować hokej, co do którego moja mama też miała duże opory – koniec końców brat i tak postawił na swoim, więc kiedy ja chciałem grać w futbol to nie próbowała mnie powstrzymywać. Jeśli chodzi o mnie – uwielbiam kontaktowe sporty, chociaż w sztukach walki się nie spełniałem. Tam stawia się na indywidualizm, a jedną z rzeczy, które najbardziej kocham w futbolu, to właśnie współpraca na boisku.
Współpraca i atmosfera w drużynie, to coś o czym inni juniorzy, między innymi Emil w poprzednim wywiadzie często wspominają. Wspólna walka na boisku, to coś, co tworzy więź między zawodnikami i koledzy z drużyny bardzo szybko stają się przyjaciółmi. Jak to wygląda w Kings?
Oczywiście, że u nas jest tak samo. To co na zawsze zapisze się w mojej pamięci to choćby tegoroczne zakończenie sezonu przepełnione pięknymi wzruszającymi chwilami, wtedy najbardziej można było poczuć to, że jesteśmy jedną wielką rodziną. Zawsze możemy liczyć na siebie nawzajem, czy to na boisku, czy na szkolnych korytarzach. Szczególnie to widać, kiedy któryś z nas znajdzie się w trudnej sytuacji lub trafi do szpitala. Dosłownie w każdym aspekcie swojego życia wiemy, że możemy na sobie polegać. I to nie tylko juniorzy, tak samo dobry kontakt mamy ze starszymi zawodnikami z sekcji seniorskiej, a kiedy przychodzi do nas ktoś nowy, to bardzo szybko wciągany jest na pokład. Teraz sezon się skończył i szczerze przyznam, że już zaczynam tęsknić. Nadal spotykamy się w drużynowym gronie, ale bez treningów to już nie jest to samo.
Udało ci się zdobyć w tym sezonie drużynowe wyróżnienia?
Tak, zdobyłem nagrodę MVP ofensywy. Wcześniej zostałem też wyróżniony jako MVP przedsezonowego campu. Nie ukrywam, że bardzo cieszę się z tych nagród. Tym bardziej, że na samym początku sezonu złamałem rękę. Bałem się, że w tym sezonie mogę nie wywalczyć miejsca w składzie. Pierwszych dwóch meczów nie udało mi się zagrać, a trzeci można by powiedzieć, że był dla mnie “rozpędowy”, brakowało mi zgrania z drużyną. To, że mimo tych wszystkich przeciwności udało mi się zdobyć nagrodę jest dla mnie ogromnym wyróżnieniem. Jestem bardzo wdzięczny trenerom i reszcie chłopaków z drużyny za to, że obdarzyli mnie zaufaniem.
Pozostał ci już tylko jeden rok w juniorach. Myślałeś już o tym, co potem? Obecnie w Kings, z tego co widać po transferach, większość miejsc w pierwszym składzie jest już obsadzona przez weteranów polskich boisk. Jako juniorzy macie realne szanse, aby przebić się do pierwszego składu?
Nie mogę się wypowiedzieć za moich kolegów z drużyny, ale ja miałem już okazje trenować z zawodnikami z drużyny A. Filip Blechinger mnie bardzo polubił, więc trochę liczę na miejsce w drużynie A, na pewno będzie to moim celem. Jeśli się nie uda, to zawsze mamy drużynę rozwojową, w której będę mógł się ograć, żeby za sezon, czy dwa przejść do głównego składu.
W przyszłym sezonie będziesz grał jako safety – jaka historia za tym stoi?
Zawsze, gdy obserwowałem innych zawodników grających na tej pozycji to zauważałem, że jestem do nich bardzo podobnie zbudowany, a mój największy atut – prędkość, to coś, co na tej pozycji jest bardzo ważne. Poza tym dochodzi fakt, że uwielbiam uderzać. Na RB miałem okazję trochę się pozderzać w tym sezonie, ale to zupełnie inna sprawa być tacklowanym, a powalać przeciwnika samemu. Najbardziej podczas meczu zawsze wyczekiwałem kick-offu i szukałem okazji, żebym to właśnie ja mógł zatrzymać returnera. Dodatkowo jako safety mogę mieć wpływ na dosłownie każdą akcję. Wiem, że zarówno trenerzy, jak i koledzy z drużyny mi ufają, więc chciałbym grać na pozycji, gdzie będę odpowiedzialny za każdy play.
Kings w zeszłym sezonie zaczęli współpracować z Ekipą Friza, znanymi youtuberami. To ciekawa współpraca, coś czego jeszcze w futbolowym świecie nie było. Mówiąc szczerze – sam nie do końca rozumiem ten fenomen którym jest Ekipa. Mimo to w sieci są bardzo popularni, szczególnie wśród młodzieży. Trafili się już jacyś juniorzy, którzy w ten sposób zainteresowali się futbolem? Przyniosło wam to dodatkową rozpoznawalność?
Szczerze? Sam byłem zszokowany, kiedy w szkole odpaliłem Instagrama i pierwsze co zobaczyłem to, że Kings nawiązali współprace z Frizem. Tak, na pewno dużo osób dowiedziało się o istnieniu Kings właśnie dzięki temu. Nagle w szkole, zupełnie nieznane mi osoby zaczęły mnie kojarzyć na zasadzie “Ej, on gra w futbol, a teraz Ekipa ich sponsoruje”. Jeśli chodzi o rówieśników, to szybko zaczęły się pytania i żarty typu “Dostałeś już napój ekipy?”, “Kiedy pierwsza wypłata?”. Na pewno jest w tym ogromny potencjał, żeby zachęcić młodzież do tego sportu i mam nadzieje, że tak to właśnie będzie działać.
Masz plany na przyszłość związane z futbolem, czy to może jednak chwilowa zajawka tym sportem? Niedługo i dla ciebie przyjdzie czas wyboru, związany ze studiami, bądź podjęciem pracy. W większości miast, gdzie są uczelnie, są też drużyny grające w PFL, ale wiadomo, że priorytety w życiu się zmieniają.
Oczywiście, chciałbym iść na studia i spełniać się także w innych moich zainteresowaniach – jednym z nich jest motoryzacja. Nie potrafiłbym jednak zrezygnować z futbolu – widzę jak dobrze na moją psychikę i zdrowie wpływa ten sport. Na pewno będę starał się jakoś połączyć studia i futbol.
Ten sezon w lidze juniorskiej był mocno okrojony, na szczęście dla Kings w spotkaniach z wami obyło się bez walkowerów i mieliście szansę się ograć. Myślę, że wynik 4. miejsca w Polsce nie odzwierciedla tego jak mocną drużyną jesteście. Zarówno Lowlanders, jak i Panthers w meczu o brązowy medal nie mieli z wami lekko. Jak oceniasz miniony sezon?
Przede wszystkim- walkowery w innych grupach były rozczarowujące. Z drugiej strony sprawiło to, że każdy mecz był wymagający i żadnego przeciwnika nie mogliśmy lekceważyć. Do każdego meczu dużo przygotowywaliśmy się merytorycznie, psychicznie oraz fizycznie i wyciągnęliśmy z tego bardzo cenne lekcje. Miło też będę wspominać drużynowe podróże autokarem i atmosferę po meczu w szatni – to coś magicznego i nie da się tego w żaden sposób podrobić.
Na zakończenie – jaki cel na przyszły rok?
Wrócić z nową energią, zaprezentować się z jak najlepszej strony i oczywiście zwyciężyć w walce o złoto!