Czas nadrobić zaległości z dwóch weekendów w wykonaniu Polaków w zagranicznych ligach. A przyznać trzeba, że w tym czasie działo się w kontekście naszych rodaków naprawdę wiele. Były zwycięstwa, remis, porażki, transfer, kontuzje, powroty do zdrowia i przyłożenie – pełen wachlarz.
Nie wypada zacząć od innej informacji, jak od faktu, że już jutro nasi rodacy staną przed szansą triumfu w lidze BNL, czyli nowoutworzonych rozgrywkach obejmujących kraje Beneluksu. Belgijscy Limburg Shotguns, gdzie koordynatorem defensywy jest Klaudiusz Cholewiński, a zawodnikami są Oskar Sardyga i Oskar Skorzybót, w sobotę, 11 czerwca zmierzą się w wielkim finale z holenderskimi dominatorami – Amsterdam Crusaders. „Krzyżowcy” awansowali do meczu o mistrzostwo dzięki rozgromieniu aż 42:0 Arnhem Falcons Mariusza Grześki. Polaka z powodu choroby niestety zabrakło w tym pojedynku w składzie „Sokołów”.
Shotguns z kolei w swoim półfinale mierzyli się z innym belgijskim klubem – Kasteel Nitro’s. Początek gospodarze mieli wymarzony – rozgrywający Bram Baeté podał do nieupilnowanego Quintena Agtena, a ten wyprowadził „Strzelby” na prowadzenie. Przyjezdni nie potrafili odpowiedzieć touchdownem, a gdy Shotguns powrócili do ataku, ich podstawowy quarterback został ostro zaatakowany i musiał zejść z placu gry. To było szansą dla Oskara Sardygi, który od końcówki pierwszej kwarty rozpoczął dowodzenie atakiem gospodarzy. Po zmianie stron nasz rodak podał do nominalnego biegacza, Javina Brontleya-Helsola, a ten wymanewrował defensorów rywali i powiększył prowadzenie swojej ekipy. W tej samej części atak ekipy z Limburgii zdołał jeszcze zbliżyć się do pola punktowego przeciwników, co zakończyło się celnym field goalem i pierwsza połowa zakończyła się pewnym 16:0. Po przerwie przyjezdni zdołali szybko odpowiedzieć, a Oskar Sardyga na początku ostatniej kwarty nie ustrzegł się rzucenia interception. Na jego szczęście ofensywa rywali nie trwała długo, a gdy piłka wróciła w posiadanie Shotguns, ci udanymi biegami sukcesywnie przesuwali się w stronę pola punktowego. Ofensywną serię touchdownem biegowym sfinalizował Jaycen Taylor. Nieco później 45-jardowy bieg Michaela Davida także dał przyłożenie i „Strzelby” mogły już być praktycznie pewne wygranej. Touchdown Gillesa Mommerency’ego zmniejszył jedynie rozmiary porażki Nitro’s do stanu 14:30 – W półfinale zagraliśmy w dużej części backupami, żeby zaoszczędzić podstawowy personel na mecz finałowy. Nie pokazywaliśmy za dużo, a na pewno nie to, co zamierzamy grać w finale. Na pewno mocno odczuliśmy kontuzję Oskara Skorzybóta, bo to na pewno jeden z naszych najmocniejszych punktów jeśli chodzi o trzecią linię obrony – komentuje półfinałowe starcie koordynator defensywy Limburg Shotguns, Klaudiusz Cholewiński.
O złoto ligi BNL „Strzelby” zagrają z Amsterdam Crusaders – jedynym zespołem, który w obecnym sezonie tych rozgrywek potrafił z nimi wygrać. Zawodnicy ze stolicy Holandii w sezonie zasadniczym wygrał 28:7, choć na początku spotkania to Belgowie prowadzili – Trzy touchdowny, które straciliśmy w pierwszym meczu z Crusaders wynikały z błędnego rozpoznania zagrywek przez jednego z zawodników i to niestety doprowadziło do tamtych przyłożeń. Po zmianie personelu na boisku nie udało im się już zdobyć żadnych punktów, a kilkukrotnie stracili piłkę w wyniku interception i fumble, więc moim zdaniem jeśli chodzi o defensywę, to prognoza na finał jest raczej dobra. Przystępujemy do tego meczu w pełnym składzie. Oskar Skorzybót ma praktycznie wyleczoną kontuzję i pomoże nam w finale – mówi w rozmowie z Halftime.pl Cholewiński. Polski defensive back pauzuje od połowy maja. Wówczas w meczu Flemish American Football League z Brussels Black Angels doznał urazu kolana, z którym zdążył uporać się tuż przed pojedynkiem o złoto. Finał ligi BNL zostanie rozegrany na domowym stadionie Limburg Shotguns w belgijskim Beringen. Jego początek nastąpi w sobotę, 11 czerwca, o godzinie 18:00.
W niemieckiej GFL1 ciekawy start sezonu mają New Yorker Lions, gdzie grają w tym sezonie Arkadiusz Cieślok i Eryk Paszkiewicz. Zespół z Brunszwiku po trzech rozegranych spotkaniach jest wciąż niepokonany, lecz liczba ich zwycięstw to obecnie… 1. „Lwy” po inauguracyjnym remisie 14:14 z Kiel Baltic Hurricanes, tydzień później pokonały przed własną publicznością Cologne Crocodiles. Choć to zespół z Kolonii lepiej wszedł w ten pojedynek obejmując prowadzenie po akcji podaniowej, gospodarze nie tylko zdołali w drugiej kwarcie odpowiedzieć, ale i nie oddali rywalom wywalczonego kopnięciem z pola Luki Jeckstadta prowadzenia. Dwa przyłożenia dołożył Emmanuel Abedi-Bawa, kopacz Lions po raz drugi celnie wykonał field goala i touchdown Aarona Jacksona był już tylko zmniejszeniem rozmiarów porażki przez gości do stanu 27:14. Niestety, mecz ten okazał się pechowy dla Eryka Paszkiewicza. Linebacker „Lwów” doznał w nim bowiem urazu łokcia, który wykluczy go na co najmniej kilka najbliższych tygodni. Tym samym Paszkiewicz nie mógł wystąpić w „polskim meczu” w miniony weekend. Naprzeciw siebie stanęli bowiem Arkadiusz Cieślok po stronie „Lwów” oraz Jędrzej Rudnicki i Antoni Podgórski w szeregach Berlin Rebels. Polski skrzydłowy zespołu ze stolicy znajdował się na przeciwnym biegunie do Eryka Paszkiewicza. On bowiem właśnie meczem z New Yorker Lions wracał do gry po urazie, który wykluczył go z derbowego występu przeciwko Berlin Adler na starcie rozgrywek. To Podgórski indywidualnie może być przynajmniej w części bardzo zadowolony z potyczki z zespołem z Brunszwiku. Przy stanie 13:14 nasz rodak wyprowadził bowiem „Rebeliantów” na prowadzenie w ostatniej kwarcie, łapiąc w polu punktowym 16-jardowe podanie Donovana Isoma. Za dwa punkty podwyższył biegiem Dwight Caulker, wobec czego Rebels prowadzili siedmioma „oczkami”. Goście zdołali to jednak odrobić. Na 35 sekund przed końcem przyłożeniem popisał się Mika Wickinger, kopnięciem podwyższył celnie Luca Jeckstadt i drugi w tym sezonie remis New Yorker Lions stał się faktem.
Pierwszym Polakiem, który zapunktował w tym sezonie GFL1 został Antoni Podgórski, dla którego mecz z NY Lions był oficjalnym debiutem w Berlin Rebels
„Lwy” w najbliższą sobotę zagrają u siebie z beniaminkiem GFL1 – Düsseldorf Panther, natomiast Berlin Rebels mają ponownie weekend przerwy, a przed nimi kolejny „polski mecz”. Czeka ich bowiem krótki wyjazd do Poczdamu na potyczkę z tamtejszymi Royals, gdzie grają Mateusz Dubicki i Maciej Jaroszewski. Podberliński klub ma w tym sezonie mistrzowskie aspiracje, co regularnie potwierdzane jest na boisku. Potsdam Royals po trzech tygodniach rywalizacji w German Football League mają bowiem na koncie trzy zwycięstwa. Do wygranej nad aktualnymi mistrzami – Dresden Monarchs, zespół dwóch Polaków dołożył w ostatnim czasie także efektowne triumfy nad Berlin Adler oraz Kiel Baltic Hurricanes.
Pojedynek z „Orłami” mógł się rozpocząć od stracenia touchdownu, jednak świetnie pokazał się w defensywie polski linebacker. Maciej Jaroszewski zatrzymał tuż przed polem punktowym Zacharego Cavanaugha – rozgrywającego rywali. Adler tym samym musieli zadowolić się kopnięciem z pola w czwartej próbie. Royals odpowiedzieli przyłożeniem i ogółem to goście byli tego dnia zdecydowanie bardziej skuteczni. Drużyna z Poczdamu nie tylko zanotowała widowiskowy triumf 51:17, ale przy okazji dwóch graczy zdołało ustanowić klubowe rekordy. Jared Wolfe w jednym meczu zaliczył cztery przyłożenia, co jest obecnie najlepszym osiągnięciem w historii Royals, natomiast rozgrywający Chris Helbig sześć razy podał na touchdown, wyrównując tym samym klubowy rekord. Rozegrany w minioną sobotę pojedynek w Kilonii okazał się kolejnym ofensywnym festiwalem zespołu z Poczdamu. Wystarczy wspomnieć, że w pewnym momencie goście prowadzili z Kiel Baltic Hurricanes w pierwszej kwarcie już nawet 29:0. Ostatecznie mecz ten zakończył się wygraną futbolistów spod Berlina 57:33. Co nie powinno zaskakiwać, dzięki trzem zwycięstwom zespół Mateusza Dubickiego i Macieja Jaroszewskiego jest aktualnie liderem grupy Północ 2 na najwyższym szczeblu German Football League.
Na bardzo wysokim poziomie w Niemczech rywalizuje również Adrian Gierczak. Jego jednak próżno szukać w składzie którejś z ekip GFL. Polski ofensywny liniowy, który w tym sezonie doszedł do półfinału ligi hiszpańskiej w barwach Barberà Rookies, postanowił w tym roku reprezentować barwy jeszcze jednej drużyny. Nasz rodak dołączył do Stuttgart Surge, rywalizujących w European League of Football. Gierczak przyznaje, że miał oferty z innych zespołów, lecz możliwość rywalizacji na najwyższym poziomie europejskiego futbolu przekonała go do związania się z klubem z Badenii-Wirtembergii – Miałem kilka opcji do wyboru. Mogłem polecieć grać do Finlandii, Szwecji lub Niemiec. Miałem już finalnych faworytów, jednak kiedy już miałem ostatecznie wybierać, napisał do mnie trener główny Stuttgart Surge. Zostałem przez niego zaproszony na camp przedsezonowy przeciwko drużynie Rhein Fire. Tam pokazałem, że mogę być przydatnym zawodnikiem. Po campie miałem krótką rozmowę z HC i menadżerem drużyny, którzy powiedzieli, że chętnie by zobaczyli mnie w barwach Surge – opowiada w rozmowie z nami Adrian Gierczak.
Ubiegłoroczny wicemistrz Polski w barwach Tychy Falcons od dłuższego czasu był pewien zakontraktowania przez przedstawicieli ELF, lecz oficjalnie zarejestrowanie Polaka Surge ogłosili w swoich mediach społecznościowych dopiero niecałe 24 godziny przed pierwszym spotkaniem nowego sezonu – Miałem „niedopięte” badania lekarskie oraz badania krwi. Jako że byłem ściągnięty na półtora tygodnia przed rozpoczęciem rozgrywek, musiałem wszystko uzupełnić i dlatego potwierdzenie było przed samym meczem – wyjaśnia ofensywny liniowy. Polak nie przebywa w drużynie ze Stuttgartu długo, lecz nie ma problemów z aklimatyzacją i chciałby zostać znaczącym graczem przedstawiciela ELF – W zespole zostałem miło przyjęty nawet jeśli jestem jednym z ostatnich, którzy dołączyli do drużyny. Na każdym treningu staram się pokazywać trenerom moją wszechstronność w byciu liniowym. Nie ukrywam, że liczę, że w tym sezonie pokażę się w pierwszym składzie – mówi nam Adrian Gierczak.
W 1. kolejce ELF nasz rodak zdążył zadebiutować w Surge, pojawiając się na boisku w ostatniej serii ofensywnej niemieckiej drużyny. Zespół zza naszej zachodniej granicy nie będzie jednak miło wspominał inauguracji tegorocznych rozgrywek. Ekipa ze Stuttgartu mierzyła się przed własną publicznością z Barcelona Dragons, ponosząc dotkliwą porażkę – Pierwsze spotkanie nie poszło w ogóle po naszej myśli. W pierwszej kwarcie było jeszcze wyrównanie, a później już niestety nie. Przyczyn przegranej może być wiele, jednak na pewno wniosek nasuwa się jeden – musimy jako drużyna pracować lepiej, zgranie będzie musiało być perfekcyjne i musi być większa dokładność w zagrywkach i wykorzystanie słabości przeciwników – przedstawia nam swoje wnioski futbolista Stuttgart Surge. Jego zespół z jedynym hiszpańskim przedstawicielem w ELF przegrał aż 9:38. Okazję do zrehabilitowania się własnym kibicom klub z Niemiec będzie miał już w tę niedzielę. Ich drugim w tym sezonie European League of Football rywalem będą… Panthers Wrocław.
Futboliści z Dolnego Śląska celują w tym sezonie w mistrzostwo tych elitarnych rozgrywek, dlatego mecz z „Panterami” na pewno nie będzie dla Surge łatwą przeprawą, nawet biorąc pod uwagę fakt, iż wrocławianie dopiero w ostatnich sekundach potrafili w niedzielę wyrwać domowe zwycięstwo nad Leipzig Kings – Mieliśmy 2 meetingi, na których oglądaliśmy mecz Panthers i staraliśmy się wyizolować, które z naszych zagrywek będą najbardziej skuteczne. Jeżeli jako drużyna wyeliminujemy nasze błędy, powinniśmy nawiązać walkę o wygraną. Co prawda teraz znam tam znacznie mniej osób z Panthers, jednak będzie bardzo fajnie zagrać przeciwko polskiej drużynie – mówi przed niedzielnym starciem 2. kolejki ELF jedyny polski futbolista grający w European League of Football, nie licząc graczy reprezentujących Wrocław.
W Niemczech także, lecz na drugim poziomie rozgrywkowym występuje Aleksander Gadecki. Skrzydłowy i tight end Assindia Cardinals w dwóch ostatnich tygodniach miał dwa razy okazję do świętowania zwycięstwa. Tym samym ekipa z Essen już po trzech kolejkach GFL2 ma lepszy bilans meczowy od tego z ubiegłego sezonu, kiedy na 10 meczów udało im się wygrać zaledwie 1. Pierwszy triumf w tym sezonie został odniesiony w efektownym stylu. Wyjazdowa potyczka z Hamburg Huskies zakończyła się bowiem perfekcyjnym triumfem 35:0. Jeszcze lepszy smak, zważywszy na okoliczności miał bez dwóch zdań wygrany pojedynek z Hildesheim Invaders – klubem, który jeszcze w tamtym sezonie rywalizował w niemieckiej elicie. Spadkowicz z GFL1 do przerwy prowadził na terenie Cardinals 10:0 i trudno było szukać pozytywów. Po powrocie z szatni zespół Aleksandra Gadeckiego ruszył do odrabiania strat i uczynił to z nawiązką. „Kardynały” wywalczyły dwa podwyższone celnie przyłożenia, co dało im prowadzenie. Choć Invaders odpowiedzieli touchdownem, ostatnie słowo należało do gospodarzy. Dzięki trzeciemu przyłożeniu, Assindia Cardinals wygrali 21:17. Było to nie tylko ich drugie zwycięstwo w tym sezonie, ale także pierwszy domowy triumf od września 2019 roku. Następnym ligowym rywalem zespołu z Essen będą 18 czerwca Langenfeld Longhorns.
Dwa zwycięstwa w ostatnim czasie zanotował również Bartosz Bednarczyk. Jego Kuopio Steelers z powodzeniem grają o obronę tytułu mistrza Finlandii. Drużyna polskiego ofensywnego liniowego jak dotąd nie ma sobie równych w rozgrywkach Vaahteraliigi. Na pokonanym polu „Stalowcy” pozostawili w ostatnim czasie zarówno Helsinki Wolverines, jak i Seinäjoki Crocodiles. W potyczce z „Rosomakami”, których ważnymi postaciami są byli futboliści Lowlanders Białystok – Jabari Harris i RJ Long, ofensywa rywali nie miała nic do powiedzenia. Najlepszym tego dowodem jest fakt, iż były rozgrywający „Ludzi z Nizin” w całym meczu wywalczył raptem 21 jardów podaniami, a jego „zysk” biegami to -19 jardów. W całym meczu Wolverines zanotowali tylko dwie pierwsze próby. Nie był to jednak ofensywny popis Steelers, którym do zwycięstwa wystarczyło zdobycie 15 punktów. Znacznie lepiej w ataku gracze z Kuopio pokazali się przeciwko „Krokodylom”. Ich pierwszy domowy mecz w tym sezonie przebiegał po ich stronie zdecydowanie pod dyktando gry biegowej. Joey Bradley – były rozgrywający Seahawks Gdynia nie rzucił w tym starciu ani raz na przyłożenie, zdobywając podaniami tylko 66 jardów. Mimo to, dzięki skutecznej grze dołem, Kuopio Steelers zdobyli dokładnie dwa razy więcej punktów od rywali, triumfując 42:21. Ich następnym ligowym rywalem już w tę sobotę będą Porvoon Butchers.
Mieszane uczucia po ostatnich występach mają natomiast inni „Stalowcy”. ISMM Ostrava Steelers również w tym sezonie wygrali trzy mecze, z tą różnicą, że oni rozegrali ich już sześć. Klub Łukasza Nielaby i Daniela Kamińskiego na dwie kolejki przed końcem wciąż nie może być pewny gry w play-offach, mimo że aktualnie udaje im się zajmować czwarte miejsce w tabeli. Sytuację klubu z Ostrawy znacznie skomplikowała niespodziewana domowa porażka z Nitra Knights. Faworyci ulegli w potyczce z ekipą ze Słowacji grającą gościnnie w czeskiej lidze 14:21, tracąc trzecie przyłożenie w ostatniej kwarcie – Przegrany mecz z Nitrą był bardzo dużym rozczarowaniem. Ale przegraliśmy go już przed meczem w naszych głowach. Każdy po meczu z Brno Alligators, gdzie wkręciliśmy wysoki wynik, myślał, że mecz z Nitrą będzie tylko formalnością. Niestety, było to coś innego. Po naszym meczu tak zdziesiątkowaliśmy ich skład, że na kolejny mecz nie pojechali z powodu braków kadrowych – wyjaśnia nam okoliczności porażki z „Rycerzami” Łukasz Nielaba, który w tym meczu zanotował 1,5 tackla.
Aby przedłużyć swoje nadzieje o grze w play-offach Steelers musieli pokonać w ostatnią niedzielę na wyjeździe Brno Sígrs. Sztuka ta im się udała wynikiem 46:0 i przed nimi teraz kluczowy mecz. „Stalowcy” 12 czerwca zagrają z sąsiadami w tabeli – Bratislava Monarchs. Zespół ze stolicy Słowacji również ma bilans 3-3 i także nadal liczy się w walce o play-offy – Gramy tak, jak widać po wynikach. Mamy zwyżki i spadki. To pokazał pierwszy mecz, gdzie prowadziliśmy już dość wysoko z Prague Lions, którzy widać jak idą w tym sezonie (są niepokonanym liderem z pewnym pierwszym miejscem na zakończenie sezonu – red.). Tak jak inni mamy w tym sezonie problem z kontuzjami, a niestety dotyczy to też kluczowych zawodników. Na pewno tym, czego brakuje z początkiem sezonu, jest chyba brak ogrania, brak sparingów z poważnymi zespołami. Nasz kolejny mecz w Bratysławie jest meczem o fazę play-off. Na pewno damy z siebie wszystko i nie widzimy braku nas w dalszej fazie sezonu. Mamy kilka niemiłych informacji, mamy nadzieję, że się nie sprawdzą, ale zobaczymy – zapowiada w rozmowie z Halftime.pl doświadczony defensywny liniowy z Polski. Tymi „niemiłymi informacjami”, o których Nielaba wspomniał podczas wczorajszej rozmowy było nieprzyznanie wizy trenerowi głównemu oraz amerykańskiemu rozgrywającemu Steelers, co kilka godzin temu stało się niestety faktem i zostało w oficjalnym oświadczeniu potwierdzone przez czaski klub. W końcówce sezonu zasadniczego „Stalowcy” będą więc musieli sobie radzić między innymi bez byłego rozgrywającego Warsaw Sharks, Bradleya Jonesa.
W 2. lidze czeskiej trwa kryzys zmagających się z plagą kontuzji Třinec Sharks. „Rekiny” z trzema Polakami na boisku – Markiem Kwoką, Pawłem Kruścem i Miłoszem Adamskim przegrali trzeci mecz w tym sezonie, tym razem 0:15 z Prague Mustangs. Do ostatniego starcia w sezonie zasadniczym podopieczni Macieja Szczerby przystąpią więc z bilansem 2-3. Futboliści z Trzyńca wciąż mają jednak jeszcze szansę, by nie przystępować do play-offów z czwartego miejsca. Potrzebują do tego triumfu nad Pardubice Stallions, z którymi na starcie sezonu potrafili wygrać 18:12.
Rewelacją sezonu w Austrii są natomiast Telfs Patriots. Czeka ich teraz wycieczka właśnie do Czech, która okaże się bardzo ważna w kontekście play-offów. „Patrioci” niedawno mierzyli się z liderem Austrian Football League i byli o krok od jego pokonania. Starcie z jedyną niezwyciężoną w tym sezonie AFL ekipą było bardzo wyrównane. Dość wspomnieć, że w trzeciej kwarcie to gospodarze prowadzili 24:21. Danube Dragons potrafili jeszcze w tej samej części odpowiedzieć podwyższonym przyłożeniem, po czym nie „odgryźli” się już futboliści z Tyrolu – Mecz z gośćmi ze stolicy był w naszym zasięgu lecz w kluczowym momencie nasza ofensywa nie zdobyła punktów i Dragons udało się wyzerować czas na zegarze przez kolejne pierwsze próby. Mój występ indywidualnie oceniam bardzo dobrze mimo braku statyk o mnie w tym meczu. W mojej indywidualnej opinii o najlepszych cornerach nie ma dużo statystyk, ponieważ nie są sprawdzani przez ofensywę rywali – mówi nam o swoich spostrzeżeniach dotyczących przegranego finalnie 24:28 meczu defensor Telfs Patriots, Wojciech Perz.
Tydzień później drużyna naszego rodaka zdołała jednak zanotować ważny triumf – W ubiegły weekend mierzyliśmy się z Graz Giants, gdzie nasza defensywa stanęła na wysokości zadania i mimo problemów w ofensywie po pierwszej połowie udało się nam objąć prowadzenie w pierwszej połowie. Mi osobiście udało się zablokować PAT, a Ravon Johnson zanotował pick six. W drugiej połowie nasza ofensywa stanęła na wysokości zadania i zostawiła drużynę „Gigantów” z minutą do końca i stratą dwóch posiadań. Drużynie z Grazu co prawda udało się zdobyć przyłożenie z równym zerem na zegarze, co dało nam kolejne zwycięstwo – kontynuuje ubiegłoroczny mistrz Polski w barwach Bydgoszcz Archers, który tym razem wyraźnie zaznaczył swoją obecność na boisku w statystykach, mając oprócz wspomnianego zablokowanego podwyższenia także 6 solowych tackli i 3 w asyście kolegi z drużyny. „Patrioci” z Giants wygrali 27:22.
Telfs Patriots po siedmiu rozegranych meczach znajdują się w ścisłej czołówce AFL, mając taki sam bilans (5-2) jak Dacia Vienna Vikings i Prague Black Panthers. To właśnie mecz z ekipą z Pragi czeka 19 czerwca zespół Wojciecha Perza – Mecz z PBP zamierzamy wygrać i zapewnić sobie drugą pozycję w fazie play-offs. Kluczem do tego sukcesu będzie konsekwentna gra w ataku i dominacja w obronie, którą jesteśmy w stanie zapewnić. Drużynie z Pragi doskwiera brak punktów w ostatnich dwóch spotkaniach, ale nie lekceważymy rywali i skrupulatnie przygotowujemy się do wyjazdu, który ma nam zapewnić półfinał na naszym terenie – zapowiada Perz.