Miano najlepszej drużyny stolicy pozostaje w rękach Warsaw Mets. „Metropolitanie” wysoko, aż 49:0 rozbili na stadionie przy Konwiktorskiej Warsaw Eagles w derbowym pojedynku w PFL1.
Atakiem niedzielny mecz rozpoczęły „Orły”. W trzech próbach nie udało im się przebyć dziesięciu jardów i ofensywę zakończyli puntem. Okazał się on bardzo nieudany, bowiem Filip Twardowski przy próbie wykopu piłki, trafił nią w swojego partnera i „gościom” nie udało się oddalić zagrożenia. Mets przeszli do ofensywy i już swoją pierwszą próbę w ataku zakończyli przyłożeniem. 16-jardowy bieg w endzone zaprezentował rozgrywający, Jessie Robbins. Gospodarze próbowali podwyższenia kopnięciem, które okazało się nieudane. Przez większość pierwszej kwarty Eagles nie zdołali nawet wyekspediować choćby na moment piłki na połowę rywali, bowiem po raz drugi, tym razem przez nieudany snap, nie potrafili wykopać jej przed siebie puntem. Ponownie skorzystali z tego rywale. Tym razem quarterback gospodarzy podał w pole punktowe do Jana Omelańczuka, a ten zanotował touchdown. Próba podwyższenia za jedno „oczko” Dominika Szymańskiego okazała się udana i na tablicy widniał rezultat 13:0. „Metropolitanie” poczuli się na tyle mocni, że postanowili zagrać onside kick przy wykopie po przyłożeniu, co jednak nie przyniosło efektów i Eagles rozpoczęli atak na połowie przeciwnika. Trzy próby „Orłów” znowu nie były udane, a w ostatniej podanie Aleksandra Bargieła zbił Adam Izydorczyk.
Trzecia seria ofensywna Mets, rozpoczęta w pierwszej kwarcie, a zakończona już po zmianie stron, nie dała im kolejnego touchdownu. Obrona „Orłów” dobrze przeciwstawiła się rywalom, przez co gospodarze w ostatniej próbie zdecydowali się na 42-jardowe kopnięcie z pola. Dominik Szymański nie zdołał umieścić futbolówki między słupami, wobec czego na plac gry powrócił atak Eagles. Rozpoczął się on wywalczeniem pierwszej próby, lecz trudno go jednocześnie nazwać szczęśliwym. Z boiska z powodu urazu musiał bowiem zejść Aleksander Bargieł – quarterback warszawian. Na pozycji rozgrywającego w „Orłach” pojawił się nominalny skrzydłowy, Justin Willis i już w swoim pierwszym zagraniu w nietypowej dla siebie roli, Amerykanin został szybko powalony przez Adama Izydorczyka i Adama Dobkowskiego. W następnej akcji Willisa ponownie sprowadziła na murawę wspomniana dwójka, której pomógł jeszcze Jan Kadzikiewicz. Adam Izydorczyk „skompletował klasycznego hat-tricka” powaleń rozgrywającego w trzeciej nieudanej próbie Justina Willisa jako rozgrywającego. Eagles zdecydowali się więc na punt. Gospodarze rozpoczęli atak, który przedarł się aż w redzone rywali. Tam wydawało się, że przyłożenie jest kwestią czasu, jednak Jessie Robins posłał podanie, które przechwycił Michał Ciskowski. Na rozegranie w ekipie Eagles wrócił Aleksander Bargieł, lecz nie sprawiło to, że goście zdołali zmniejszyć straty. Ponownie musieli ratować się odkopaniem piłki, a czego skorzystali ich przeciwnicy. Atak Mets zakończył się bowiem drugim tego dnia przyłożeniem Jana Omelańczuka po 16-jardowej akcji podaniowej. Przy podwyższeniu ponownie pomylił się Dominik Szymański, zatem pierwsza połowa zakończyła się wynikiem 19:0.
Jeszcze więcej punktowych akcji oglądaliśmy po powrocie z szatni ekipy gospodarzy. Już pierwsza ofensywna seria Mets w drugiej połowie zakończyła się 10-jardowym biegiem Bartosza Zapendowskiego w endzone. Z uwagi na trzy nieudane kopnięcia w pierwszej części spotkania, „Metropolitanie” zdecydowali się na podwyższenie za dwa punkty. To okazało się udane. W polu punktowym solowym biegiem zameldował się Jessie Robins. Atak Eagles znowu okazał się pechowy, bowiem ponownie z boiska po ataku rywala musiał zejść Aleksander Bargieł. Wejście na pozycję rozgrywającego przez sprowadzonego niedawno do stolicy Justina Willisa znowu nie okazało się udane. Sacka na nim zdołał zanotować bowiem Adam Dobkowski, który został wybrany później MVP XXL tego starcia. Po szybkim powrocie Bargieła do gry, obraz ofensywy Eagles nie uległ znaczącej zmianie i Mets odzyskali piłkę na połowie rywali przez nieudany punt „Orłów”. Błędy i nieskuteczność gości ponownie bezlitośnie wykorzystali ich lokalni rywale. Tym razem po stronie „Metropolitan” na listę punktujących po 5-jardowej akcji podaniowej wpisał się Salih Baslar. Gospodarze postanowili znowu zagrać akcję na podwyższenie, co tym razem nie dało efektów.
Nie minęło wiele czasu, a Eagles – już w czwartej kwarcie – oddali przeciwnikom piłkę puntem. Na return zdecydował się Darius Dawsey. Amerykanin znacznie przybliżył gospodarzy pod endzone derbowych rywali. To pozwoliło jego rodakowi, Jessiemu Robinsowi celnie podać w pole punktowe do Antoniego Sałańskiego, który powiększył przewagę swojej ekipy. W życie weszło wówczas „mercy rule”, a Mets zdołali zapisać na swoim koncie jeszcze dwa dodatkowe punkty po tym, jak Robins skutecznie odrzucił piłkę do Artura Czarnika. 41:0 to wciąż było mało dla gospodarzy. Jedną ozdób derbowego starcia była niewątpliwie akcja podaniowa, po której przyłożenie zdobył Krzysztof Andrukonis. Skrzydłowy Mets przebiegł z piłką niemal 3/4 boiska i zameldował się w polu punktowym. Wynik tego starcia na 49:0 ustalił jeszcze w końcówce dwupunktowym podwyższeniem Jessie Robins.
– Po kontuzji pierwszego QB w meczu z Falcons wiedzieliśmy, że w tym meczu będzie ciężko, zwłaszcza, że jego nominalny zmiennik również miał przerwę od gry i treningów. Ostanie 2-3 tygodnie to okres reorganizacji pewnych elementów w drużynie, atak w poprzednim tygodniu przejął trener Jakub Zdun, z różnych przyczyn czekają nas również zmiany w składzie zawodników zagranicznych. Zmiany personelu wśród tzw. zawodników importowanych wypadły na najgorszy moment sezonu, przez co polscy zawodnicy nie mieli wystarczającego wsparcia. Przy młodym składzie rola takich zawodników jest kluczowa, ponieważ są oni nie tylko kolejnym zawodnikiem, ale również grającym przedłużeniem trenera. Ciężko doszukiwać się pozytywów przy takim wyniku, chociaż widać było, że trener Jakub Zdun nawet przy ograniczonym składzie ofensywnym i tylko kilku treningach był w stanie zmienić grę w ataku i sprawniej zdobywać pozytywne jardy i pierwsze próby – powiedział po meczu Marek Włodarczyk z Warsaw Eagles.
Mets na chwilę obecną plasują się na trzecim miejscu w tabeli PFL1. Ich następnym rywalem, już 21 maja będą liderzy – niepokonani w tym roku Kraków Kings. Warsaw Eagles natomiast 5 czerwca czeka starcie z Silesia Rebels Katowice.
– Eagles raczej nas nie zaskoczyli. Przygotowywaliśmy się dokładnie do tego meczu analizując ich poprzednie spotkania, więc game plan planowaliśmy pod słabe strony przeciwnika. Mieliśmy problemy w pierwszej połowie meczu, podczas której Eagles kilka razy skutecznie spowalniali naszą ofensywę. Drugą połowę zagraliśmy dużo lepiej, w stu procentach realizując założenia taktyczne po obu stronach piłki. Kluczem do zwycięstwa okazała się perfekcyjna postawa defensywy i skuteczna ofensywa. Defensywa daje nam sporo spokoju do gry ofensywnej, wywierając dużą presję na QB każdej drużyny, z którą graliśmy. Naszą ofensywę natomiast budujemy na zrównoważonym wykorzystaniu wszystkich zawodników i to przynosi efekty. Po układzie tabeli w tym momencie widać, że szanse na play-offy mamy duże, ale przed nami trzy bardzo trudne spotkania. Niemniej jednak planujemy zameldować się fazie pucharowej w tym sezonie. Nasi zawodnicy skupiają się na każdym kolejnym spotkaniu z nastawieniem, że każdy kolejny mecz jest tym najważniejszym. W stu procentach wierzę w naszych zawodników i jestem pewny, że zagramy w play-offs – mówi trener główny Warsaw Mets, Łukasz Kołodziejczyk.
Warsaw Mets – Warsaw Eagles 49:0 (13:0, 6:0, 14:0, 16:0)
I kwarta:
6:0 – przyłożenie Jessiego Robinsa po 16-jardowej akcji biegowej
13:0 – przyłożenie Jana Omelańczuka po 16-jardowej akcji po podaniu Jessiego Robinsa (podwyższenie za jeden punkt Dominik Szymański)
II kwarta:
19:0 – przyłożenie Jana Omelańczuka po 16-jardowej akcji po podaniu Jessiego Robinsa
III kwarta:
27:0 – przyłożenie Bartosza Zapendowskiego po 10-jardowej akcji biegowej (podwyższenie za dwa punkty Jessie Robins)
33:0 – przyłożenie Saliha Baslara po 5-jardowej akcji po podaniu Jessiego Robinsa
IV kwarta:
41:0 – przyłożenie Antoniego Sałańskiego po 8-jardowej akcji po podaniu Jessiego Robinsa (podwyższenie za dwa punkty Artur Czarnik)
49:0 – przyłożenie Krzysztofa Andrukonisa po 60-jardowej akcji po podaniu Jessiego Robinsa (podwyższenie za dwa punkty Jessie Robins)