Small town – big dreams. Czyli jak zbudować silny ośrodek w każdych warunkach.

[vc_row][vc_column][vc_column_text]Czy da się zbudować solidny zespół nie posiadając własnego boiska oraz siłowni? Jaka jest przyczyna tak dobrej dyspozycji juniorów Bielawy Owls? Czy takie drużyny jak Miers Wałbrzych oraz Renegades Świdnica zaskoczą w nadchodzącym sezonie? Na te pytania odpowiedział w poniższym wywiadzie Paweł Sołtysiak – trener Bielawy Owls oraz człowiek odpowiedzialny za rozwój futbolu amerykańskiego w Wałbrzychu i Świdnicy.

Kamil: Juniorom Bielawy Owls udało się po raz kolejny zdobyć mistrzostwo Polski. W czym upatrywałby Pan tak dobrą passę zespołu młodzieżowców?

Paweł: Jest to już nasze czwarte mistrzostwo Polski oraz trzecie z rzędu, więc faktycznie mam już na ten temat pewną teorię. Na ten sukces na pewno przyczyniło się wiele czynników. W Bielawie trudniej nam o szeroki skład, więc w futbolu dziewięcioosobowym mamy dużo większe szanse, niż w „jedenastkach”. Dodatkowo nasi juniorzy mają już ogromne doświadczenie. Na treningach zawsze stawia się liczna grupa utalentowanych i chętnych do gry chłopaków. Jest z kim pracować i wydaje mi się, że odnaleźliśmy już taki program przygotowań, by były z tego wyniki. W połączeniu z talentami, które cały czas dołączają do naszej drużyny, jest to machina nie do zatrzymania.

Bielawa to małe miasto, a jednak udało się tam zbudować solidny ośrodek pod trenowanie futbolu amerykańskiego. Czy można powiedzieć, że w Bielawie zrobiła się moda na futbol? Jaki stosunek mają do tego sportu miejscowi adepci oraz kibice?

Stosunek adeptów jest taki sam jak w innych miastach. Błędna jest opinia, że nie ma u nas innych alternatyw dla dzieciaków. Paradoksalnie – jest tego bardzo dużo. Oprócz typowych sportów jak: siatkówka, lekkoatletyka, piłka nożna i pływanie, mamy także baseball, więc naprawdę musimy rywalizować o młode talenty z innymi sportami w mieście. Jeśli zaś chodzi o liczbę kibiców, to prowadziliśmy ostatnio swego rodzaju badanie, by porównać się do innych sportów. Co ciekawe – jesteśmy notowani najwyżej. Nasze mecze ogląda od 200 do 600 osób w zależności od wagi spotkania, pogody i promocji wydarzenia. Jest to najlepszy wynik w regionie jeśli chodzi o sporty zespołowe. Liczymy, że wraz z ilością widzów, wzrośnie też wsparcie od miasta, które powinno być zdecydowanie większe. Jeśli chodzi o finanse, to nie dostajemy nawet 1/8 tego, co piłkarze czy siatkarze. Liczę, że dotrwam do czasów, kiedy ta sytuacja się zmieni. Mamy ogromny potencjał i świetną organizację. Moglibyśmy zrobić wiele i co najważniejsze – wiemy jak tego dokonać i mamy w tym doświadczenie. Na to niestety potrzeba środków, których (porównując do innych sportów) dostajemy zdecydowanie za mało.

Zespól juniorski pokazał, że jest nieprawdopodobnie mocny, ale jeśli chodzi o Sowy w LFA2, to zdecydowanie nie możecie być zadowoleni. Co jest przyczyną takiej dysproporcji między juniorami a seniorami?

W zeszłym roku byliśmy w ćwierćfinale drugiej ligi. W tym – byliśmy o włos od pokonania Watahy (straciliśmy prowadzenie na 13 sekund przed końcem meczu) oraz Towers. Te dwie drużyny zawędrowały do finału, pewnie pokonując swoich przeciwników w rundzie play-off. My nie byliśmy w tym roku słabi, mieliśmy po prostu bardzo silnych rywali. To z naszej grupy na cztery zespoły, do finału dotarły dwa. W klubie uważamy, że po odpowiednich kalkulacjach to my byliśmy na trzecim miejscu. Moim zdaniem to dobry wynik, tylko trzeba go umieć dostrzec.

Czy zawodnik przechodzący z drużyny juniorów do podstawowego zespołu, odczuwa pewne trudności w grze, które mogą wynikać z warunków fizycznych i doświadczenia? A może nie ma na to reguły?

Przechodzenie juniorów do podstawowego zespołu, to przede wszystkim trudny wiek dla tych chłopaków. Jest to czas, kiedy kończą szkoły średnie i muszą myśleć o dorosłym życiu, albo o studiach. W naszym regionie nie ma kierunków dziennych, więc wiele chłopaków zmuszonych jest zmienić swoje miejsce zamieszkania. Inna część zaś, wpada w wir kariery zawodowej lub układa sobie życie ze swoją drugą połówką. Czasami też wyjeżdżają za granicę, więc to w tym aspekcie jest nam najciężej. To tutaj marnuje się najwięcej talentu tych chłopaków (często przez ich błędne decyzje), który stają przed trudnymi wyborami. Futbol to spory obowiązek i ciężko go czasem pogodzić ze sprawami życiowymi. Staram się ich wspierać jak tylko mogę, ale nie jest to takie proste. Pod względem warunków fizycznych i zebranego doświadczenia, juniorzy są zdecydowanie gotowi do gry na poziomie futbolu seniorskiego. Udowodnili to już nie raz, wskakując w pierwszy skład i wygryzając starszych kolegów z ich pozycji. Oprócz umiejętności futbolowych, zaszczepiamy w naszych juniorach umiejętność treningów siłowych oraz zapewniamy im dostęp do profesjonalnej siłowni. To sprawia, że nasi juniorzy są silni fizycznie i dobrze wyszkoleni pod grę w futbol. To piękny widok, kiedy wchodzę na lokalną siłownię, a tam połowa ćwiczących, to nasi zawodnicy. Tak szykują ciś eo sezonów i jak widać – daje to ogromne efekty.

Jak ważnym czynnikiem w budowaniu silnej drużyny jest infrastruktura oraz zaplecze treningowe? Czy nowo powstałe zespoły, które często nie posiadają własnego boiska a nawet siłowni, mogą powalczyć z bardziej rozwiniętymi drużynami?

Zawsze gdy powstaje drużyna jest euforia, że powstaje coś nowego. Nikomu wtedy nie przeszkadza nawet najgorsze boisko, dwie piłki na treningach i pięć kasków na cały zespół. To naturalne. Jednak zawsze mija pewien okres, maleje ekscytacja i wtedy zawodnicy zauważają, że nie jest to jednak łatwy sport. Okazuje się, że aby pokonać bardziej doświadczone ekipy, trzeba poświęcić dużo pracy, energii, czasu, a nawet pieniędzy. Wtedy zaczynają się schody. Osobiście uważam, że bez silnych fundamentów organizacyjnych i drużyn juniorskich, kiedy opada euforia – zaczyna się prawdziwy sprawdzian. Wiele ekip w Polsce poległo po trzech, czterech latach swojego istnienia. To jest właśnie ten czas, kiedy mija euforia, a zaczyna się surowa, sportowa rywalizacja.

Z roku na rok pojawia się coraz więcej teamów na futbolowej mapie Polski. Bielawa udowodniła, że wcale nie trzeba być wielkim miastem z gigantycznym finansowaniem, by osiągnąć sukces. Jakie miałby Pan rady dla nowo powstałych zespołów, by utrzymać futbol w danym mieście?

Z mojego kilkunastoletniego doświadczenia kluczowym elementem jest fakt, aby na dobro klubu pracowało kilka osób. Gdy twórcy klubów (którzy najczęściej są pasjonatami) biorą większość spraw na swoje barki, jest to bardzo zgubne. Nie da się długo uciągnąć tak wielu obowiązków, które są związane z istnieniem klubu. Zwłaszcza, że każdy chciałby, aby klub nie tylko był, ale i stale się rozwijał, więc te obowiązki siłą rzeczy muszą rosnąć. Tak więc kluczowe moim skromnym zdaniem jest, aby klub rozwijało wiele osób, a każda z nich by miała swój sektor prac, w którym się specjalizuje i będzie go stale pilnować. Tak działają firmy i to odpowiedni wzorzec.

Promuje Pan futbol również w Wałbrzychu oraz Świdnicy. Na jakim etapie rozwoju są obecnie te drużyny?

To ciekawa przygoda mojego życia. Rzuciłem się na szalony plan, by aktywować duże miasta na Dolnym Śląsku. Wiedziałem, że z moją pasją i możliwościami, jestem w stanie zarazić nowe osoby i stworzyć kluby w nowych punktach na mapie Polski. Dobrze sobie to wszystko przemyślałem, zaangażowałem ekipę ludzi, która pomogła mi w tym wszystkim. Zacząłem od Wałbrzycha, a dwa miesiące później była też Świdnica. W Wałbrzychu jest już drużyna, która gra w lidze, są sponsorzy, jest sekcja juniorska, a nawet sekcja minis. Łącznie prawie 100 zawodników. Jeden ze meczów w 2017 roku w Wałbrzychu przeciwko drużynie Phatnoms Freiberg przyciągnął ponad 3 tysiące kibiców – w dodatku zwyciężyliśmy, co było przepięknym sukcesem organizacyjnym i sportowym. Liczyłem, że szybciej uda nam się wyrównać poziom z innymi zespołami w licze, jednak po dwóch sezonach brakuje nam nieco szczęścia – ale to tylko dało mi naukę, że na to jeszcze potrzeba czasu. Wierzę że 2019 rok będzie tutaj przełomowy. Jesteśmy okrutnie skupieni na sukcesie ligowym. W drużynie jest coraz więcej świadomości futbolowej i talentu. Czas Miners nadchodzi. Dodatkowo wiem, że fundamenty, które zbudowałem w Wałbrzychu są na tyle silne, że ten klub osiągnie wiele, a program futbolowy, który tam działa, niedługo eksploduje wynikami sportowymi. Już nie mogę się doczekać kiedy za parę lat zaprezentuje Polsce zawodnika drużyny podstawowej, który swoją przygodę z futbolem zaczął w wieku 8 lat od sekcji minis. To będzie piękna chwila dla futbolu Miners i sukces programu, który udało się zainstalować w Wałbrzychu (tutaj chciałem pochwalić pasjonatów: Pawła Cieciera, Grzegorza Walaska, Damiana Tomczyka, Mateusza Stycznia, Alana Rębacza, Mateusza i Łukasza Górczewskich, Damiana Ziętkowskiego, Andrzeja Rutkowskiego, Sebastiana Narnickiego, Krzysztofa Juszczaka i Sławomira Sowę, którzy pracują z młodszymi sekcjami na co dzień). Wiele nazwisk. Jest to bardzo pozytywne, że tak wielu futbolistów chce rozwijać swoich następców. W pewnym momencie życia i prowadzenia trzech klubów na raz (rozkręcania 2 nowych), miałem już dziewięć treningów na tydzień, a byłem na każdym z nich. W czwartki czy soboty zaliczałem dwa treningi w jeden dzień, gdzie miasta są od siebie oddalone o 40 minut jazdy. To było spore obciążenie, dużo pracy, prawdziwa jazda bez trzymanki (tutaj chciałem pochwalić Marcina Kochanowskiego, który w tym szaleńczym tempie trwał ze mną).Świdnica jest zaś przykładem tego, jak brak boiska do gry może być utrudniający w rozwoju drużyny. Przez dwa lata w Świdnicy borykałem się z problemem stadionu, na którym miałby się odbyć mecz otwarcia. Temat z władzami miasta już dograłem, jednak problemem było to, że stadion był w przebudowie, która ciągnęła się prawie dwa lata.. Zmieniali się wykonawcy, terminy się opóźniały… Nie akceptowałem półśrodka, jak zagranie na jakimś bocznym boisku bez trybun. Mój plan był taki, aby pierwszy mecz zrobił w mieście wielkie WOW, aby otworzył wszystkie drzwi organizacyjne. Tak udało mi się w Wałbrzychu i uważałem, że tak też musi być w Świdnicy. Zbyt długo czekaliśmy na ten stadion. Mi już kończyło się paliwo na taki zajazd i musiałem nieco zwolnić, bo nie nawet czasu, aby dobrze odpocząć. Do tego wzrosły obowiązki zawodowe i musiałem nieco przystopować. Postanowiliśmy wtedy z liderami Świdnicy, że poprowadzą oni to dalej sami. Jest tam już wielu świetnych zawodników, którzy przez ten czas poznali futbolowe rzemiosło. Obecnie Świdnica planuje wystąpić w lidze w sezonie 2019. Tak więc i ich czas niebawem nadejdzie.

Czy juniorzy Bielawy Owls sięgną po juniorskie trofeum w sezonie 2019?

Na pewno będziemy się starać, by tak właśnie było. W tym roku mieliśmy praktycznie 70% nowych zawodników. Kilku doświadczonych liderów, a reszta to dopiero zaczynający futboliści. W tym ultra utalentowany Dawid Brzozowski (RB 14 TD w lidze). Ci chłopacy mają w większości 17 lat, a więc za rok zagramy tymi samymi nazwiskami, jeszcze bardziej doświadczonymi. Teoretycznie będziemy silniejsi. A jak wyjdzie? Przekonamy się już na boisku. Przeciwnicy na pewno nie będą odpoczywali.[/vc_column_text][vc_text_separator title=”autor: Kamil Ptaszkiewicz” add_icon=”true”][/vc_column][/vc_row]

Leave a comment