Polski Akcent #1: Derbowy triumf nad mistrzem Austrii, z Holandii do PFL i MVP w Belgii

Wielu kibiców co weekend bacznie śledzi rozgrywki ligowe na krajowym podwórku, ale futbolowa rywalizacja naszych rodaków nie kończy się na Polskiej Futbol Lidze. Poza rodzimymi rozgrywkami występuje w tym sezonie wielu graczy z naszego kraju i właśnie im będzie poświęcony cotygodniowy „Polski Akcent”.

W pierwszej odsłonie tego cyklu nie będzie tylko podsumowania poczynań Polaków z ostatniego tygodnia, lecz przyjrzymy się wszystkiemu, co zdążyło się już wydarzyć w ligach, które swój start miały jeszcze przed Wielkanocą. Znakomite wejście w sezon 2022 miał choćby Wojciech Perz. Ubiegłoroczny mistrz Polski w barwach Bydgoszcz Archers po wycofaniu się „Łuczników” z gry, nie miał innego wyjścia i musiał rozejrzeć się za nowym klubem. Wychowanek Kozłów Poznań postawił na przeprowadzkę do czołowej ligi Europy – Austrian Football League. Polski defensive back związał się z beniaminkiem austriackiej ekstraklasy – Telfs Patriots, których atakiem dowodzi w tym sezonie znany z niedawnej gry w European League of Football w barwach Stuttgart Surge Amerykanin Aaron Ellis. „Patrioci” dokonali przed startem rozgrywek ciekawych wzmocnień, lecz inauguracja sezonu okazała się bardzo wymagająca.

W 2. tygodniu ligowych zmagań, w pierwszy weekend kwietnia bowiem ich rywalem byli aktualni mistrzowie kraju – SWARCO Raiders Tirol, dobrze znani polskim kibicom choćby z dwukrotnej gry przeciwko Panthers Wrocław w europejskich pucharach. Faworyt mógł być zatem tylko jeden. Nawet biorąc pod uwagę, że ekipa z Innsbrucka debiutuje w tym roku w elitarnej ELF, należało się spodziewać, że z beniaminkiem krajowych rozgrywek „Jeźdźcy” powinni sobie poradzić – To spotkanie było jednym z największych meczów mojego życia, ponieważ graliśmy przeciwko austriackiej potędze – SWARCO Raiders. To starcie miało dodatkowy smak ze względu na to, że były to pierwsze derby Tyrolu w pierwszej lidze. Przed rozpoczęciem meczu było widać bardzo rozluźnionych graczy z Innsbrucka, którzy sprawiali wrażenie, że wynik jest przesądzony, a to jeszcze bardziej motywowało, by utrzeć nosa faworytom. W jednym z wywiadów padło sformułowanie „We go smash Patriots”, co nie przeszło bez echa w naszej szatni. Mecz rozpoczęliśmy dobrze, lecz niewykorzystane podwyższenia za jeden i dwa punkty nie dały nam dużej przewagi po pierwszej połowie. Również udany two minute drill przez ofensywę Raiders zmniejszył naszą przewagę przed przerwą do trzech punktów – opowiada o swoim debiucie w Austrii Wojciech Perz.

Wojciech Perz w trakcie jednego ze swoich ośmiu tackli przeciwko SWARCO Raiders Tirol

Telfs Patriots nie odpuszczali faworytom i już ich prowadzenie 24:21 do przerwy było dla kibiców wielkim zaskoczeniem. Co warte podkreślenia, swoją cegiełkę do tego sukcesu dołożył polski defensor, który w samej pierwszej połowie popisał się 5 skutecznymi tacklami. Perz mógł zresztą zanotować prawdziwy debiut marzeń, gdyż w końcówce udało mu się przejąć piłkę po zablokowanym kopnięciu z pola i przebiec z nią przez niemal całe boisko niedogonionym (akcja do obejrzenia TUTAJ). Sędziowie jednak nie zaliczyli tego przyłożenia. Choć druga odsłona rozpoczęła się od touchdownu obrońców tytułu mistrzów Austrii, finalnie to „Patrioci”, nawet bez przyłożenia Polaka, sezon rozpoczęli od triumfu – W drugiej połowie ofensywy nie zwalniały, a to wymuszało na defensywie podejmowanie ryzyka. W drugiej części graliśmy bardziej agresywnie, co dawało nam dużo trzecich i czwartych prób w obronie. W czwartej kwarcie po zablokowanym field goalu udało mi się podnieść piłkę i przebiec aż do pola punktowego rywali. Niestety mój sen nie trwał długo, jak z oddali zobaczyłem flagę, która wybudziła mnie ze snu, a ofensywie rywali dała pierwszą próbę w redzonie, która później przerodziła się w touchdown. W czwartej kwarcie niestety wpuściłem podanie na przyłożenie, mimo – w mojej ocenie – dobrego krycia. Na szczęście nasza ofensywa zdobyła kilka pierwszych prób, które pozwoliły wyzerować czas na tablicy wyników i zaprowadzić drużynę Telfs Patriots do pierwszego zwycięstwa w AFL. Mecz oglądało koło tysiąca osób, mimo śniegu i ostrego wiatru. Podczas meczu czułem, że nie gram tylko dla kolegów z drużyny, ale dla całej społeczności miasta, co dodatkowo motywowało przy trudzie tego spotkania. Jestem świadom, że nie graliśmy przeciwko kompletnej drużynie Raiders ze względu na ich tegoroczny występ w rozgrywkach EFL, lecz mimo tego uważam naszą wygraną za ogromny sukces – mówi w rozmowie z nami Wojciech Perz.

Polak nie tylko w swoim debiucie pokonał obrońcę tytułu, ale także okazał się najskuteczniejszym defensorem w całym zespole. Perz potyczkę z Raiders zakończył z 8 tacklami, a Patriots finalnie triumfowali w derbach Tyrolu z bardziej utytułowanym lokalnym rywalem 44:42. Niestety, tydzień później „Patrioci” zostali nieco sprowadzeni na ziemię, bowiem w następnym ligowym starciu ulegli 10:20 Rangers Mödling. Po czterech weekendach zmagań w austriackiej AFL zespół Wojciecha Perza plasuje się w środku stawki z bilansem 1-1, wyprzedzając choćby SWARCO Raiders Tirol, którzy zawiedli nie tylko w starciu inaugurującym sezon. Porażkę przyniosło im również starcie z Dacia Vienna Vikings – tegorocznym rywalem Panthers Wrocław w European League of Football. „Wikingowie” zdołali wygrać z Raiders 70:63, wobec czego w tym sezonie nie zaznali jeszcze goryczy porażki. Na przeciwnym biegunie, z bilansem 0-2 znajdują się futboliści z Innsbrucka. Następnym ligowym rywalem Telfs Patriots będą 1 maja Znojmo Knights – czeski klub grający w AFL.

Kolejnym Polakiem, któremu przeprowadzka za granicę przyniosła chwile triumfu okazał się Oskar Sardyga. Utalentowany rozgrywający jeszcze niedawno prezentował swoje umiejętności w barwach Husarii Szczecin, lecz postanowił poszukać nowych wyzwań. 19-latek związał się z najlepszym klubem Belgii – Limburg Shotguns, gdzie spotkał dwóch swoich rodaków. Ze „Strzelbami” związani są bowiem także defensive back Oskar Skorzybót, który przed tym sezonem trafił tam z Berlin Rebels oraz trener Klaudiusz Cholewiński, w ekipie ze wschodu Belgii pełniący funkcje koordynatora defensywy oraz DL coacha.

Shotguns po tym, jak w ubiegłym roku w kontrowersyjnych okolicznościach nie mogli rozegrać meczu finałowego krajowych rozgrywek, tej zimy wraz z czterema klubami holenderskimi oraz belgijskim Izegem Tribes (obecnie Kasteel Nitro’s) postanowili założyć ligę BNL, by podnieść organizacyjny poziom rozgrywek w regionie. Jednocześnie także Belgowie wystartowali we Flemish American Football League, by rywalizować z większą liczbą krajowych ekip. Na starcie sezonu drużyna z dwoma Polakami w składzie radziła sobie świetnie. Nowe rozgrywki krajów Beneluksu Shotguns zainaugurowali 5 marca potyczką z holenderskimi Arnhem Falcons, mającymi w swoich szeregach polskiego wide receivera – Mariusza Grześko. „Strzelby” rozgromiły „Sokoły” aż 41:0, a będący rezerwowym rozgrywającym Sardyga dzięki wysokiemu prowadzeniu gospodarzy, w drugiej połowie pojawił się na boisku, swoją obecność przypieczętowując podaniem na przyłożenie do Jay’a Koltzema. Po obiecującym debiucie oczekiwania wobec utalentowanego Polaka wzrosły, a nasz rodak nie zawodził. Dwa tygodnie później w ramach FAFL Shotguns mierzyli się z Ghent Gators. Starcie to miało bardzo otwarty charakter, o czym świadczy najlepiej jego końcowy rezultat – 51:32. Choć faworyzowani gospodarze początek starcia mieli całkowicie pod swoją kontrolą, prowadząc na początku drugiej kwarty nawet 24:0, z biegiem czasu ich przewaga systematycznie topniała. Na początku drugiej połowy po przyłożeniu gości, Shotguns prowadzili już tylko 31:26. Wówczas jednak sygnał do odrabiania strat dał Oskar Sardyga, który pierwsze minuty w tym meczu zaliczył jeszcze przed przerwą. Na dobre Polak „rozkręcił się” w trzeciej kwarcie, kiedy po 9-jardowym solowym biegu powiększył prowadzenie swojej ekipy z pięciu do jedenastu punktów. „Aligatory” błyskawicznie jednak odpowiedziały i w ostatnią kwartę obie ekipy wyszły z wynikiem 38:32. Kluczowe dla pewnego triumfu gospodarzy okazała się ponowna zmiana na pozycji quarterbacka. Na plac gry w miejsce Sardygi wrócił nominalny numer jeden, Bram Baeté, który najpierw oddał piłkę do Jaycena Taylora, pozwalając mu na 85-jardowy bieg w pole punktowe, a niedługo później sam solowym 36-jardowym rajdem zanotował ostatni tego dnia touchdown, pozwalając Sardydze na zameldowanie się jeszcze w końcówce na boisku wobec pewnej już wygranej.

Prawdziwy sprawdzian dla Oskara Sardygi przyszedł jednak tydzień później, w drugim meczu ligi BNL, a trzecim oficjalnym dla Shotguns w tym roku. Rywalem „Strzelb” byli na wyjeździe holenderscy Groningen Giants. Z uwagi na chorobę Brama Baeté, to na utalentowanym Polaku był ciężar dyrygowania atakiem gości. Ze swojej roli 19-latek wywiązał się jednak więcej niż dobrze. Belgowie rozgromili „Gigantów” 51:0, a Sardyga starcie to zakończył z sześcioma podaniami na przyłożenie. Całkowicie zasłużenie został więc po meczu wybrany MVP starcia z Giants. Shotguns przez ligę BNL przechodzili na starcie jak burza, po dwóch meczach mogąc się pochwalić bilansem punktowym 92:0. Sto procent zwycięstw po dwóch rozegranych spotkaniach mieli na swoim koncie oprócz nich tylko Amsterdam Crusaders, których kibice również mogą kojarzyć z gry przeciwko Panthers Wrocław. Dominatorzy holenderskich rozgrywek z ostatnich lat, w minioną sobotę 16 kwietnia stawili się Belgii, gdzie ich celem była walka o pierwsze miejsce po sezonie zasadniczym BNL. Hitowe starcie dwóch najlepszych ekip ligi krajów Beneluksu było bardzo zacięte i jego początek mógł napełnić serca miejscowych kibiców nadzieją na uzyskanie korzystnego rezultatu, bowiem Limburg Shotguns po pierwszej kwarcie prowadzili 7:6. Od momentu, kiedy po powaleniu biegacza gospodarzy w ich własnym polu punktowym, Crusaders otrzymali dwa punkty za safety, już tylko gracze ze stolicy Holandii wpisywali się na listę punktujących i finalnie to właśnie faworyzowani gracze gości wrócili do Amsterdamu ze zwycięstwem 28:7.

Oskar Sardyga w meczu z Groningen Giants posłał aż 6 podań na przyłożenie, co dało mu tytuł MVP tego spotkania

– Mecz z Amsterdamem pokazał nam wyraźnie jak ważne w futbolu są detale i skupienie od początku do końca. Dwa banalne błędy personalne w defensywie i aż osiem punktów straconych w ofensywie przy dobrej dyspozycji holenderskiej defensywy złożyły się na końcowy, niezadowalający wynik. Mimo wszystko w trakcie prawie trzech pełnych kwart nie doprowadziliśmy do utraty ani jednego punktu i regularnie przejmując piłkę pokazaliśmy, że dalej, nie tylko w liczbach, jesteśmy zdecydowanie najsilniejszą defensywą w nowo utworzonej lidze Beneluksu. Na pewno całkowicie nie wyszedł nam gameplan ofensywny, bo stracić 8 punktów zdobywając tylko 6, to wynik zdecydowanie niegodny kandydata do mistrzostwa. Zabrakło Planu B i Planu C, co przy takim przeciwniku powinno być standardem. Pokazaliśmy się także z bardzo złej strony w formacjach specjalnych, oddając bardzo dużo jardów przez słabej jakości tackling. Jeśli chodzi o defensywę, to frustracja jest tym większa, że stracone punkty poprzedziły zagrywki, które były świetnie znane i na które byliśmy idealnie przygotowani na boisku i poza nim. Pomimo tego popełniliśmy szkolne błędy przy indywidualnych decyzjach, których nie udało się już odrobić pomimo naprawdę świetnych prawie trzech kwart – powiedział dla Halftime.pl Klaudiusz Cholewiński, członek sztabu szkoleniowego Limburg Shotguns, którego poprosiliśmy także o analizę postawy rodaków na starcie sezonu 2022 – Zarówno Oskar Skorzybót, jak i Oskar Sardyga z różnych powodów nie wystąpili w meczu z Crusaders. Na pewno, szczególnie w przypadku defensywy, brak Oskara Skorzybóta był widoczny i odczuwalny dla całej formacji. Oskar był jednym z najszybszych cornerbacków i headhunterów w GFL1 i w każdym meczu potwierdza wysoką formę, zatrzymując biegi i przechwytując podania. Jego transfer był strzałem w dziesiątkę i mam pewność co do tego, że bardzo niedługo usłyszymy o nim w perspektywie gry w ELF. Jestem także zdania, że może on odegrać ważną rolę w odradzającej się reprezentacji Polski. Jeśli chodzi natomiast o Oskara Sardygę, to jest on zawodnikiem, który rozwija się zdecydowanie najszybciej ze wszystkich naszych młodych talentów. Nie jest tajemnicą, że rozpoczynając swoją przygodę jako import raczej, z racji bardzo młodego wieku przymierzany był do roli drugiego quarterbacka z perspektywą gry pod koniec meczu. Szybko okazało się jednak, że skutecznością dorównuje najlepszemu QB w lidze. Otrzymał szansę gry od początku już w drugim meczu ligowym BNL i zamienił ją na nagrodę MVP rzucając 6 przyłożeń. Definitywnie warto obserwować tego 19-latka – podsumowuje Cholewiński.

W najbliższą sobotę Shotguns czeka kolejne starcie ligowe. Tym razem ich domowym rywalem będzie inny belgijski przedstawiciel ligi Beneluksu, Kasteel Nitro’s. W tym miejscu nie możemy zapomnieć o wspomnianym już innym przedstawicielu klubu występującego w BNL – Mariuszu Grześce. Jego Arnhem Falcons dla odmiany szans na udział w play-offach tych rozgrywek już nie mają, bowiem przegrali wszystkie cztery rozegrane dotychczas spotkania. Znacznie lepiej idzie im jednak w rodzimej Eredivisie, gdzie po siedmiu rozegranych meczach sezonu 2021/2022 mają na swoim koncie cztery zwycięstwa, co daje im drugie miejsce w grupie A, za plecami niepokonanych Amsterdam Crusaders. Polski skrzydłowy nie zdołał jeszcze wpisać się na listę punktujących, także z uwagi, iż jego drużyna często stawia na grę biegową – Poziom futbolu w Holandii jest nieco wyższy niż w Polsce, ale brakuje tam sponsorów. Drużyna Falcons bardzo miło przyjęła mnie jako nowego zawodnika, zawodnicy są zdeterminowani i zawsze pozytywnie nastawieni, mimo porażek nie spada motywacja. Celem Falcons w tym sezonie jest dotrzeć do finału ligi – zdradza Mariusz Grześko. Co ciekawe, w najbliższych tygodniach polskiego wide receivera nie będziemy mogli oglądać na holenderskich boiskach. Chwilowo bowiem skupi się on na grze w… Polskiej Futbol Lidze – Aktualnie jestem na urlopie w Polsce. Korzystając z okazji dołączyłem więc do drużyny Warsaw Mets, także widzimy się na meczu przeciwko Silesia Rebels! – wyjawił Grześko.

Mariusz Grześko w tym sezonie mierzył się już m. in. z utytułowanymi Amsterdam Crusaders, a teraz sprawdzi swoje umiejętności na poziomie PFL

Ciekawie w polskim kontekście dzieje się także bliżej naszego kraju. U sąsiadujących z nami Czechów po raz kolejny możemy uświadczyć kilku naszych przedstawicieli. Co stało się już tradycją, Polaków w swoim składzie mają ISMM Ostrava Steelers. W tym sezonie jest ich dwóch – Łukasz Nielaba, który od lat jest ważnym elementem linii defensywnej ekipy z Ostrawy oraz Daniel Kamiński, który ubiegły sezon zaczął w Wieliczka Dragons, później wracając na Czechy, gdzie w przeszłości reprezentował już barwy Blades Ústí nad Labem i Třinec Sharks. Steelers start rozgrywek Snapbacks Ligi mieli niełatwy, bowiem w pierwszym tygodniu zmagań w kampanii 2022 przyszło im mierzyć się na wyjeździe z aktualnymi wicemistrzami Czech i najbliższymi rywalami Tychy Falcons w ramach Central European Football League Cup – Prague Lions. Co ciekawe, był to pojedynek dwóch amerykańskich rozgrywających, którzy w przeszłości występowali na polskich boiskach w stołecznych klubach. Dyrygujący ofensywą Steelers Bradley Jones w roku 2019 występował w Warsaw Sharks, natomiast obecnego quarterbacka „Lwów”, Shazzona Mumphreya oglądaliśmy w ubiegłym sezonie na murawach Polskiej Futbol Ligi w barwach Warsaw Eagles. Zwycięsko z tej rywalizacji wyszedł ten drugi, bowiem ekipa ze stolicy Czech wygrała na inaugurację sezonu po ciekawym widowisku 49:40. W starciu tym z Polaków zagrał tylko Nielaba, który zanotował w sumie 3,5 tackla.

Czesi, podobnie jak my są już po dwóch ligowych kolejkach, z tą różnicą, że oni podczas Wielkanocy nie próżnowali. Nasi rodacy zamiast objadać się za suto zastawionymi stołami, niedzielne popołudnie spędzili na boisku, a ich rywalem byli Blades Ústí nad Labem. Pojedynek ten miał szczególny wymiar dla Daniela Kamińskiego, bowiem „Ostrza” to jego były klub. W niedzielę na boisku zaprezentowali się już obaj Polacy i tym razem mogli świętować pierwszy triumf w nowym sezonie, choć zwycięstwo nie przyszło wcale łatwo. Na początku tego meczu odważnie zagrali goście z Uścia nad Łabą i to oni po pierwszej kwarcie niespodziewanie prowadzili 12:0. Steelers zdołali jednak odmienić losy rywalizacji i objętego po zmianie stron prowadzenia nie oddali już do końcowego gwizdka, finalnie triumfując przed własną publicznością 34:26. Łukasz Nielaba ponownie zakończył mecz z liczbą tackli wynoszącą 3,5, natomiast grający jako defensive back Daniel Kamiński raz udanie tacklował i raz wymusił fumble na biegaczu rywali. Następnym rywalem Ostrava Steelers w drodze po mistrzostwo Czech będą już w ten piątek Brno Alligators.

Przy okazji warto dodać, że w miniony weekend bezpośredni pojedynek w krajowej lidze stoczyli między sobą obaj tegoroczni rywale Tychy Falcons w CEFL Cup. Rewanż za porażkę w ubiegłorocznym Czech Bowl wzięli Prague Lions, pokonując na wyjeździe ekipę Vysočina Gladiators 35:19. Do sobotniego starcia pucharowego z polskim klubem „Lwy” przystąpią zatem jako liderzy swojej ligi oraz liderzy konferencji północnej CEFL Cup, bowiem mecz ten był jednocześnie zaliczany do tabeli ligi czeskiej, jak i rozgrywek pucharowych.

Swoich reprezentantów mamy także szczebel niżej, czyli na zapleczu czeskiej Snapbacks Ligi. W ubiegłym roku mistrzostwo tych rozgrywek wywalczyli Třinec Sharks prowadzeni przez polskiego trenera, Rafała Grabowskiego, który jednak w tym roku zdecydował się dołączyć do sztabu szkoleniowego Tychy Falcons. Władze „Rekinów” zmuszone więc były do poszukania jego następcy i znaleźli go również w naszym kraju. W tym sezonie trenerem głównym ekipy z Trzyńca jest więc związany ostatnio z Silesia Rebels Katowice Maciej Szczerba. Podczas pracy w Czechach okazji do rozmowy w ojczystym języku na pewno mu nie brakuje, bowiem wśród jego podopiecznych jest aż czterech Polaków. Są nimi wide receiverzy Przemysław Kapcia i Paweł Krusiec, fullback Miłosz Adamski oraz rozgrywający Mark Kwoka. Wszystkich można było oglądać w akcji podczas inauguracji sezonu 2022, która miała miejsce w minioną sobotę. Sharks podejmowali na wyjeździe Pardubice Stallions, czyli zespół, który w ubiegłym roku pokonali w finałowym meczu o mistrzostwo 2. Ligi. „Ogiery” nie były więc łatwym przeciwnikiem, co zresztą udowodniły obejmując w pierwszej kwarcie prowadzenie. Goście zdołali odpowiedzieć po zmianie stron po akcji polskiego duetu. Dogrywał Mark Kwoka, a przyłożenie po 45-jardowej akcji podaniowej zanotował Przemysław Kapcia. Sharks do przerwy przegrywali przez drugi tego dnia touchdown Martina Ženki, lecz po przerwie „Rekiny” odwróciły losy tego starcia na swoją korzyść. Najpierw udało im się wywalczyć safety, a niedługo później znajdujący się pod presją rywali Kwoka posłał celne podanie do Petra Dudka, zapewniając tym samym przyjezdnym drugie przyłożenie – jak się później okazało – dające im zwycięstwo na starcie sezonu. Za dwa punkty po raz drugi w tym meczu biegiem podwyższył Martin Mísař, ustalając końcowy rezultat na 18:12 na korzyść Třinec Sharks.

Mark Kwoka w swoim pierwszym meczu dla Třinec Sharks rzucił dwa przyłożenia

O debiucie mogę powiedzieć tyle, że nie zawsze w futbolu wygrywa się w ładnym stylu, ale zwycięstwo to zwycięstwo. Ten mecz wygrała nam przede wszystkim obrona, która w drugiej połowie nie pozwoliła zdobyć przeciwnikom żadnych punktów. Dobrze działała też linia ofensywa, przez cały mecz pozwalając nam przesuwać się do przodu. Ja miałem może 3-4 treningi z drużyną przed pierwszym meczem, a wszyscy chyba wiedzą jak ważne jest dla rozgrywającego zgranie z zespołem. Dobrym przykładem było niedawne Silesia Bowl w Polskiej Futbol Lidze, gdzie wyraźnie było widać, że QB Falcons miał mało czasu na przygotowanie się do meczu. Ja miałem podobnie. Mimo tego udało mi się zanotować dwa podania na przyłożenie. Myślę że z czasem będzie coraz lepiej i mecz w Trzyńcu w sobotę też zakończy się naszym zwycięstwem – ocenia swój debiut Mark Kwoka, który dotychczas przez wiele lat związany był z Rzeszów Rockets. Rozgrywający Třinec Sharks opowiedział nam także o tym jak trafił do drugiej ligi czeskiej – Muszę przyznać że sytuacja na Ukrainie sprawiła, że bardzo dużo ofert od rożnych drużyn z Europy wpływało na moje konto na portalu Europlayers. Dużo importów z Ameryki odmówiło bowiem przyjazdu do Europy. Mogę też śmiało powiedzieć, że dostałem oferty od drużyn na wyższym poziomie, ale bardzo spodobała mi się drużyna Třinec Sharks i możliwość bycia blisko rodziny. To bardzo dobry zespół, w końcu mistrz czeskiej 2. Ligi z zeszłego roku. Bardzo się różni od stylu gry i systemu, w jakim grałem w Rzeszowie. Właśnie ze względu na to, że Rockets postanowili grać w tym roku w „dziewiątkach” oraz na liczne oferty z Europy postanowiłem przyjąć propozycję Sharks i walczyć z nimi o kolejne mistrzostwo. Wierzę w wizję i ufam bardzo nowemu trenerowi Maciejowi Szczerbie. Na pewno poprowadzi nas w dobrym kierunku i liczymy na play-offy. Myślę że stać nas na to jako minimum i mamy duże szanse walczyć o mistrzowski tytuł. W Rzeszowie już niestety nie będę pełnił funkcji koordynatora ofensywny w tym roku, ale chłopaki pozostawiam w dobrych rękach z trenerem Jakubem Ligasem, który myślę, że świetnie odnajdzie się w roli coacha ofensywnego. Fajne, że sezon z Sharks zakończy się akurat w lipcu, a „dziewiątki” w Polsce zaczynają się w sierpniu, więc będę pomagał w Rockets jako asystent trenera i pełnił rolę QB coacha – kończy Mark Kwoka.

Sharks w 2. kolejce zaplecza czeskiej ekstraklasy zagrają w najbliższą sobotę u siebie z Prague Mustangs. Na następny „Polski Akcent”, czyli raport z zagranicznych boisk, gdzie prezentują się polscy futboliści zapraszamy zatem już za tydzień.