Pojedynki Kraków Kings z Warsaw Mets potrafiły w ostatnich latach przynosić wiele emocji. W tym sezonie jednak niepowstrzymani „Królowie” łatwo uporali się ze stołecznym rywalem, notując tym samym czwarte zwycięstwo w bieżących rozgrywkach. Ekipa z Małopolski wygrała w sobotę przed własną publicznością 42:6.
Goście bardzo źle rozpoczęli to starcie. Mets, którzy na początku spotkania mieli na murawie swoją ofensywę, nie tylko nie zdołali serii zagrań zamienić na touchdown, a również stracili dwa punkty przez safety. Ich atak bowiem musiał sobie radzić tuż przed własnym polem punktowym, co w trzeciej próbie zakończyło się udanym atakiem Filipa Świechowicza w Jessiego Robinsa, który został wypchnięty przed defensora Kings za linię końcową. Gospodarze objęli prowadzenie, a ponadto dostali od rywali piłkę po kickoffie. Pierwsza seria ofensywna „Królów” rzecz jasna zakończyła się przyłożeniem. Skuteczną kombinację zagrań krakowian wykończył krótkim biegiem w endzone Jake Schimenz. Marcin Masłoń próbował podwyższyć, lecz jego kopnięcie nie było udane.
Atak zespołu z Warszawy w pierwszej kwarcie nie przebywał długo na boisku. Kiedy ofensywie Mets po raz drugi przyszło walczyć o jardy, szybko nastąpiło fumble i futbolówka przeszła w posiadanie gospodarzy. Już trzy akcje później z przyłożenia cieszył się Daniel Lazarowicz. Tym razem celnie kopnął Marcin Masłoń i podopieczni Malika Jacksona prowadzili już 15:0. „Królom” wciąż było jednak mało, czego efektem było zdecydowanie się na onside kick. Ten wybór całkowicie zaskoczył przyjezdnych. Marcin Masłoń kopnął piłkę, po czym po 10 jardach sam ją złapał i atak Kings błyskawicznie powrócił na boisko. Nie przebywał na nim zresztą długo, bowiem już pierwsza próba dała 50-jardowy bieg w pole punktowe Bartosza Gnozy, po czym extra point dorzucił Masłoń.
Warsaw Mets mieli zatem piłkę po długim kickoffie rywali. Nie udało się stołecznej drużynie zanotować jednak pierwszej próby. W ostatnim podejściu, będąc na własnej połowie „Metropolitanie” podjęli ryzyko niewykonywania punta, co zakończyło się skutecznym powaleniem ich rozgrywającego przez Oleksandra Savielieva. Na boisko wróciła ofensywa dyrygowana przez Jacoba Schimenza i to właśnie quarterback gospodarzy po raz drugi tego dnia wpisał się na listę punktujących po krótkim biegu. Nie minęło wiele czasu, a Amerykanin stanął przed szansą przeprowadzenia niemal bliźniaczej akcji. Tym razem Schimenz zdecydował się na bieg w lewą stronę, co także zakończyło się touchdownem. Po obu tych przyłożeniach celnie kopał Marcin Masłoń, zatem wynik brzmiał 36:0, a wciąż trwała dopiero pierwsza kwarta.
Po zmianie stron gościom wreszcie udało się kilka razy zanotować kilka pierwszych prób, lecz nie miał łatwo z obrońcami rywali Jessie Robins. Powalił go między innymi ukraiński gracz Kraków Kings – Leonid Prybluda. Ta seria ofensywna Mets nie skończyła się przyłożeniem. Przyjezdni stracili piłkę po graniu nieudanej czwartej próby i na murawie mogła pojawić się ofensywa gospodarzy, tym razem dowodzona już nie przez Jake’a Schimenza, a przez jego zmiennika, którym jest Mateusz Wiecheć. Ekipa z Małopolski nie przedostała się na połowę rywali, lecz zabrakło jej czasu, by w drugiej kwarcie powiększyć swoje i tak okazałe prowadzenie.
Wprowadzenie w drugiej połowie zmienników spowodowało, że Kings zwolnili nieco tempo, lecz nie oznaczało to końca punktowania. W trzeciej kwarcie Mateusz Wiecheć podał do Jacka Kuśmierczyka, a były skrzydłowy Warsaw Mets powiększył przewagę gospodarzy. Marcinowi Masłoniowi nie udało się dorzucić jednego „oczka”. Jego kopnięcie okazało się minimalnie niecelne i chwilę później sędzia zasygnalizował koniec trzeciej kwarty.
Ostatnia odsłona tego meczu także upłynęła bardzo szybko, lecz Mets i tak zdążyli w niej zanotować honorowy touchdown, mimo początkowych problemów. Sacka na rozgrywającym gości zanotowali bowiem wspólnie Szymon Karpęcki i Oleksandr Savieliev. Seria ta niedługo później dobiegła końca i futbolówka przeszła w posiadanie Kings. Dobrze jednak zagrała defensywa drużyny ze stolicy, w której wyróżnił się między innymi Jan Kadzikiewicz, który w czwartej próbie zatrzymał rozgrywającego rywali. Mateusz Wiecheć wypuścił jeszcze piłkę z rąk, lecz wypadła ona poza boisko. I tak oznaczało to powrót ataku warszawian. Przyjezdnych pod samo pole punktowe przeciwników przybliżył efektownym biegiem Jan Omelańczuk, a całość wykończył krótkim biegiem Krzysztof Andrukonis, ustalając tym samym w ostatnich sekundach rezultat tego meczu na 42:6.
– Udało nam się w pełni zrealizować przedmeczowe założenia. Chcieliśmy od pierwszej sekundy meczu pokazać dominację na boisku i udało nam się to osiągnąć we wszystkich formacjach. Świetnie było zobaczyć, że w drugiej połowie mimo wprowadzenia wielu zmienników nasza gra nie osłabła i nadal skutecznie wykonywaliśmy swoje odpowiedzialności. Dziękujemy Mets za czysty mecz i walkę do końca oraz życzymy powodzenia w dalszej części sezonu – powiedział po meczu Filip Świechowicz, linebacker Kings.
Teraz krakowian czeka weekend przerwy, a następnie wyjazdowe starcie z Tychy Falcons. „Sokoły” będą także następnym rywalem Warsaw Mets. Potyczka ta odbędzie się 12 czerwca na stadionie przy Konwiktorskiej 6.
Kraków Kings – Warsaw Mets 42:6 (36:0, 0:0, 6:0, 0:6)
I kwarta:
2:0 – safety Kraków Kings po wypchnięciu Jessiego Robinsa za linię końcową przez Filipa Świechowicza
8:0 – przyłożenie Jacoba Schimenza po 2-jardowej akcji biegowej
15:0 – przyłożenie Daniela Lazarowicza po 1-jardowej akcji biegowej (podwyższenie za jeden punkt Marcin Masłoń)
22:0 – przyłożenie Bartosza Gnozy po 50-jardowej akcji biegowej (podwyższenie za jeden punkt Marcin Masłoń)
29:0 – przyłożenie Jacoba Schimenza po 1-jardowej akcji biegowej (podwyższenie za jeden punkt Marcin Masłoń)
36:0 – przyłożenie Jacoba Schimenza po 2-jardowej akcji biegowej (podwyższenie za jeden punkt Marcin Masłoń)
III kwarta:
42:0 – przyłożenie Jacka Kuśmierczyka po 5-jardowej akcji po podaniu Mateusza Wiechecia
IV kwarta:
42:6 – przyłożenie Krzysztofa Andrukonisa po 1-jardowej akcji biegowej