Podsumowanie 2. kolejki PFL9

foto: Piotr Łabaziewicz

Za nami bardzo intensywny weekend z PFL9. W 2. kolejce byliśmy bowiem świadkami aż sześciu meczów, po których ze zwycięstw cieszyć się mogli AZS UWM Olsztyn Lakers, Angels Toruń, Jaguars Kąty Wrocławskie, Bielawa Owls, Armada Szczecin i Warsaw Eagles B.

AZS UWM Olsztyn Lakers – Tytani Lublin 58:7

Obie drużyny, które stanęły naprzeciw siebie w sobotę w Olsztynie, sezon zainaugurowały zwycięstwem, dlatego spodziewać się można było wyrównanego pojedynku. Tytani starcie to zaczęli udaną akcją powrotną po kickoffie autorstwa Roberta Królika, dzięki czemu lublinianie pierwszą serię ofensywną rozpoczynali już na połowie rywali. Nie trwała ona jednak długo i na murawę wszedł atak gospodarzy. Lakers byli bardzo blisko przyłożenia. Kiedy do pola punktowego brakowało im zaledwie 5 jardów, próba akcji biegowej zakończyła się fumble i futbolówka wróciła w posiadanie przyjezdnych. Ich drugi atak był jednak jeszcze krótszy od pierwszego i piłka po puncie wróciła w posiadanie „Jeziorowców”, którzy wykorzystali daną im szansę. Przyłożenie otwierające wynik tego spotkania zanotował po 30-jardowej akcji podaniowej Patryk Grabowski. Nie udało się podwyższyć, bowiem kopnięcie Ashleya Richardsa zablokował Paweł Burył. Po tym przyłożeniu wobec nieudanej serii ofensywnej Tytanów, piłka znowu szybko wróciła w posiadanie olsztynian, który przesunęli się pod pole punktowe udaną akcją podaniową, a całość sfinalizował 9-jardowym biegiem Maciej Baranowski. Za dwa „oczka” podwyższył natomiast Łukasz Markowski. Gospodarze poszli za ciosem i chwilę później nie czekali już nawet na cztery nieudane próby rywali. Po fumble skrzydłowego gości futbolówkę przejął Patryk Rutkowski i 30-jardową akcją powrotną dał Lakers kolejnych sześć punktów. Dwa dodatkowe punkty zapewnił po podaniu Artura Pazia Cezary Wysocki i pierwsza kwarta zakończyła się prowadzeniem „Jeziorowców” 22:0.

Druga kwarta rozpoczęła się przyłożeniem Łukasza Markowskiego po 2-jardowym biegu. Po akcji podaniowej podwyższył Adrian Dąbrowski. Wreszcie gościom udało się jednak odpowiedzieć. Po dograniu Jakuba Rzepeckiego touchdown zanotował Hubert Tażbirek, prezentując w sumie 65-jardową akcję podaniową. Skrzydłowy Tyranów celnie podwyższył także kopnięciem i jak się później okazało, był to ostatni punkt lublinian zdobyty w tym starciu. Jeszcze w pierwszej połowie Lakers udało się doprowadzić do wejścia w życie mercy rule. Przyłożenia zanotowali bowiem Artur Paź, Cezary Wysocki oraz Patryk Grabowski, któremu udało się zanotować pick six po tym, jak przechwycił on podanie Andrzeja Jakubca i przebiegł ponad 30 jardów, kończąc akcję w endzonie. Za dwa punkty udało się gospodarzom podwyższyć tylko pierwsze z tych przyłożeń za sprawą udanego biegu Arkadiusza Kowalewskiego, wobec czego do szatni Lakers zeszli wygrywając 50:7. W drugiej połowie czas gry płynął niezwykle szybko, zatem gospodarze zdołali zadać rywalom tylko jeden cios. W ostatniej części gry przyłożenie po 28-jardowej akcji podaniowej zanotował Patryk Grabowski, a za dwa „oczka” podwyższył Cezary Wysocki, ustalając wynik tego starcia na 58:7.

Przygotowując się do meczu z Tytanami wracaliśmy myślami do zeszłorocznego spotkania na turnieju w Wyszkowie i sądziliśmy, że będzie to ciężki mecz. Dodatkowo straciliśmy ostatnio kilku znaczących zawodników. Trener miał więc „twardy orzech do zgryzienia”, ale jak się okazało spisał się na medal, przygotowując plan zagrywek na ten mecz. Do tego znakomita dyspozycja większości zawodników, którzy wykonywali plan w 100%, przyniosły nieoczekiwane wysokie zwycięstwo. Wszystko od początku do końca było pod naszą kontrolą. Nie możemy zapomnieć również o jeszcze jednej wielkiej motywacji – po raz pierwszy od roku zagraliśmy przed własną publicznością, która jak zwykle nie zawiodła, za co dziękujemy – powiedział po meczu Arkadiusz Kowalewski, running back Olsztyn Lakers.

Olsztynianie następny mecz ligowy również rozegrają na własnym terenie. 11 września w stolicy Warmii stawią się Dukes Ząbki. Tytani na swoje spotkanie będą musieli czekać natomiast aż do 25 września, kiedy podejmą u siebie Rhinos Wyszków.

Angels Toruń – Barbarians Koszalin 34:8

Zarówno dla „Aniołów”, jak i „Barbarzyńców” sobotni mecz był pierwszym w sezonie 2021. Dość niespodziewanie, to goście jako pierwsi objęli prowadzenie. Po ponad 30-jardowej akcji podaniowej w polu punktowym z piłką zameldował się Kamil Pieniawski. Do konta Barbarians dwa „oczka” solowym biegiem dodał rozgrywający Wojciech Wirkus. Na odpowiedź torunian nie trzeba było długo czekać. Już następna seria ofensywna przyniosła wyrównanie. 34-jardową akcję podaniową zamienił na touchdown Michał Podobieński, a rezultat na 8:8 udanym podwyższeniem zamienił Hubert Frej. Po zmianie stron gospodarzom udało się wreszcie wyjść na prowadzenie za sprawą krótkiego biegu Filipa Klause. Próba dwupunktowego podwyższenia tym razem nie przyniosła efektu, wobec czego do przerwy „Anioły” prowadziły 14:8.

W drugiej połowie punktowali już tylko Angels. W trzeciej kwarcie ta sztuka udała im się dwukrotnie. Najpierw kibice oglądali touchdown Marka Kucharskiego, a niedługo później Jakuba Dobrzenieckiego. Po żadnym z nich nie udało się podwyższyć za dwa punkty. W ostatniej części spotkania w endzone przebił się jeszcze Michał Podobieński, a bieg Nikodema Pokorskiego na podwyższenie ustalił wynik sobotniego starcia na 34:8.

Już w najbliższą sobotę Angels rozegrają drugi mecz domowy. Tym razem stanie przed nimi trudniejsze zadanie, bowiem w Toruniu pojawią się zawodnicy Armady Szczecin. Barbarians z kolei 4 września czeka domowe starcie z Grizzlies Gorzów Wielkopolski.

Jaguars Kąty Wrocławskie – Renegades Świdnica 54:20

PFL9 w sobotę zainaugurowano również na Dolnym Śląsku. Jako pierwsi na prowadzenie w starciu tym wyszli gospodarze. Autorem pierwszego przyłożenia dla „Jaguarów” w sezonie 2021 został Patrycjusz Pałac, który zaprezentował 10-jardową akcję biegową. Zawodnicy z Kątów Wrocławskich prróbowali podwyższenia za dwa punkty, lecz podanie Aleksandra Dądy nie znalazło adresata. To pozwoliło przyjezdnym objąć prowadzenie jeszcze w pierwszej kwarcie. 46-jardowym biegiem popisał się Artur Matijczak, a za jedno „oczko” podwyższył celnie Wiktor Mizieliński, co sprawiło, że na tablicy po pierwszej części meczu widniał wynik 6:7. Druga kwarta rozpoczęła się jednak od przyłożenia Jaguars. Ponownie, tym razem po 20-jardowym biegu w polu punktowym zameldował się Patrycjusz Pałac. Tym razem udało się także podwyższyć za dwa punkty za sprawą solowej akcji Aleksandra Dądy, dzięki czemu gospodarze znowu objęli prowadzenie. Znowu także nie potrwało ono długo. Udana akcja podaniowa w następnej serii ofensywnej dała Renegades touchdown Dawida Głogowskiego. Wiktor Mizieliński po raz drugi kopnął piłkę między słupki i po raz pierwszy w tym starciu pojawił się remis. Ostatnie słowo w drugiej kwarcie i tak należało do gospodarzy. 35-jardowe podanie w endzone posłał Aleksander Dąda, a piłkę złapał Jakub Krakowiak, zmieniając wynik na 20:14.

Druga połowa świetnie rozpoczęła się dla przyjezdnych, którzy ponownie doprowadzili do remisu, tym razem po 6-jardowej akcji podaniowej zakończonej przyłożeniem Adama Lewandowskiego. Przy podwyższeniu pomylił się Wiktor Mizieliński, zatem wynik 20:20 pozostał na nieco dłużej. Nic nie zapowiadało wówczas pogromu, tym bardziej, że następna seria ofensywna Jaguars okazała się nieudana i piłka wróciła w posiadanie przyjezdnych. Ekipa ze Świdnicy futbolówkę straciła jednak poprzez przechwyt próby dalekiego podania Bartosza Wolskiego. Interception oraz udana akcja powrotna wprowadziły gospodarzy na połowę rywali. Nie minęło wiele czasu, a z przyłożenia po 9-jardowym podaniu Aleksandra Dądy cieszył się Stanisław Werstler. Ostatnia kwarta to już całkowita dominacja „Jaguarów”. Jako pierwszy w tej odsłonie w endzone przebił się po krótkim biegu Jakub Maderak, a dwa dodatkowe punkty ponownie zapewnił Aleksander Dąda. Futboliści z Kątów Wrocławskich w defensywie nie byli zbyt długo. Powrót do ataku zapewnił im Maciej Hałabiś, który zaliczył efektowne interception. Rozpoczęta przez niego seria ofensywna zakończyła się kolejnym przyłożeniem. Po 11-jardowym biegu w polu punktowym zameldował się Aleksander Dąda. Rozgrywający gospodarzy po chwili obsłużył celnym podaniem Stanisława Werstlera, dzięki czemu Jaguars zapisali na swoim koncie dwa dodatkowe punkty. Niedługo później sześć „oczek” zapewnił im ponownie Patrycjusz Pałac, notując swoje najbardziej efektowne tego dnia przyłożenie po 25-jardowym biegu między defensorami przeciwnika. Podwyższenie w wyniku złego snapa całkowicie nie wyszło gospodarzom, którzy kilka minut później dzięki przechwytowi Michała Zasady, błyskawicznie wrócili do ataku. Wynik tego starcia na 54:20 ustalił 13-jardowym biegiem w endzone Aleksander Dąda.

Jaguars następny mecz ligowy rozegrają w najbliższą niedzielę w Bielawie przeciwko Owls. Renegades poczekają natomiast do 5 września, kiedy podejmą u siebie Towers Opole.

Wataha Zielona Góra – Bielawa Owls 16:29

Emocje w ostatnim sobotnim meczu rozpoczęły się w końcówce pierwszej kwarty. Wówczas prowadzenie gościom po 17-jardowej akcji biegowej zapewnił Dawid Brzozowski. Biegaczowi „Sów” nie udało się chwilę później podwyższyć za jeden punkt. Odpowiedź gospodarzy była błyskawiczna. Po kickoffie 85-jardową akcją powrotną popisał się Emil Wolniczak. Wataha także podjęła nieudaną próbę kopania, z tą różnicą, że błąd przy snapie udało się wykorzystać i Tymoteusz Zieniewicz zamiast jednego, zapewnił swojej drużynie dwa punkty przy podwyższeniu. Na początku drugiej kwarty ponownie w polu punktowym zameldował się Dawid Brzozowski, tym razem po 15-jardowym biegu. Po raz drugi bielawianie nie zdołali podwyższyć. Wataha nie potrafiła odpowiedzieć, tym bardziej, że na niespełna dwie minuty przed końcem pierwszej połowy błąd przy snapie spowodował stratę piłki, nakrytej najszybciej przez Dariusza Sołtysiaka. Niedługo później fumble mieliśmy jednak również po stronie Owls, wobec czego akcji punktowych kibice w pierwszej połowie już nie zobaczyli. Wataha w ostatnich sekundach chciała szybko przetransportować jeszcze piłkę w endzone rywali, co zakończyło się przechwytem, po którym sędzia zakończył drugą kwartę.

Trzecia kwarta także rozpoczęła się od interception, autorstwa Bartosza Tryniszewskiego. Ofensywa Owls nie trwała jednak długo, bowiem tym samym odpowiedział Jakub Woźniak, przechwytując podanie Pawła Sołtysiaka tuż przed własnym polem punktowym. Po chwili okazało się, że ta akcja wcale nie była dobrą wiadomością dla gospodarzy. Poprzez kolejny błąd przy snapie rozgrywający Kuba Zapotoczny Chabura został powalony we własnym polu punktowym przez Tomasza Jędruchniewicza, co oznaczało dwa punkty dla gości po safety. Wataha w końcówce trzeciej kwarty przedostała się w redzone rywali, jednak cztery próby nie dały efektu i piłka przeszła w posiadanie „Sów”. Wówczas ponownie ponownie Pawła Sołtysiaka zostało przechwycone, tym razem przez Emila Wolniczaka. To pozwoliło gospodarzom rozpocząć atak na 19. jardzie połowy gości, co już w następnej akcji, na początku ostatniej kwarty zakończyło się solowym biegiem rozgrywającego w endzone. Po przyłożeniu Zapotocznego Chabury za dwa punkty skutecznie podwyższył jeszcze Tymoteusz Zieniewicz i zielonogórzanie wyszli na prowadzenie 16:14. Później do głosu doszli jednak zdecydowanie futboliści z Dolnego Śląska, którzy zdołali przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść. 8-jardowa akcja podaniowa duetu Paweł Sołtysiak – Piotr Kupiec dała im prowadzenie, którego nie oddali już do końcowego gwizdka. Rozgrywający Owls zapewnił im jeszcze dwa dodatkowe punkty przy podwyższeniu. Ostatecznie nadzieje Watahy na odniesienie zwycięstwa zostały pogrzebane na półtorej minuty przed końcem, kiedy piłkę zgubił Patryk Ast, a przejął ją Bartosz Tryniszewski, który popisał się 42-jardową akcją powrotną. Po jego przyłożeniu celnie za jeden punkt kopnął jeszcze Dawid Brzozowski i triumf gości 29:16 stał się faktem.

Pomeczowa wypowiedź Krystiana Wójcika z Watahy Zielona Góra

Następnym rywalem Watahy będą 12 września Towers Opole, natomiast Owls już w tę niedzielę podejmą Jaguars Kąty Wrocławskie.

Armada Szczecin – Royal Grizzlies Gorzów Wielkopolski 54:0

Obrońcy zdobytego przed rokiem tytułu mistrzowskiego w formule dziewięcioosobowej niezwykle udanie weszli w nowy sezon. Szczecinianie od samego początku niedzielnego meczu postawili rywalom trudne warunki. Na prowadzenie Armada wyszła w swojej pierwszej serii ofensywnej. Rozgrywający Piotr Kaczmarczyk długo czekał z podaniem, manewrując między defensorami przeciwnika. Wreszcie dostrzegł jednak niepilnowanego Marcela Waniewskiego, który po 34-jardowej akcji otworzył wynik tego meczu. Za dwa punkty biegiem środkiem podwyższył Wiktor Chorążyczewski. Running back Armady w pierwszej kwarcie zdobył w sumie 10 punktów. To on został bowiem autorem następnego przyłożenia po 21-jardowym biegu, po chwili podwyższając także ponownie za dwa „oczka”. Druga kwarta rozpoczęła się od dobrej presji defensywy Grizzlies na rozgrywającym szczecinian, co zakończyło się wycofaniem go pod własne pole punktowe. Piotr Kaczmarczyk szybko się jednak zrehabilitował, długim biegiem wprowadzając Armadę na połowę rywali. Tego ataku nie udało się zakończyć touchdownem, lecz piłka szybko wróciła w posiadanie gospodarzy. Interception bowiem zanotował Jan Toboła. Już dwie akcje później z przyłożenia cieszył się Adrian Karpiński, a podwyższył Wiktor Chorążyczewski. Atak Grizzlies na boisku w następnej serii ofensywnej ponownie przebywał tylko przez chwilę. Podanie Michała Chudego przechwycił bowiem Łukasz Uss, który był bliski pick six. Ostatecznie przyjezdnym udało się go zatrzymać tuż przed polem punktowym, co pozwoliło Wiktorowi Chorążyczewskiemu na zanotowanie kolejnego przyłożenia, które ustaliło wynik pierwszej połowy na 30:0.

Jako pierwszy w drugiej połowie na listę punktujących po krótkim biegu w endzone wpisał się Przemysław Franczak, a za dwa punkty podwyższył Oskar Sardyga, który po przerwie pojawił się na chwilę pozycji rozgrywającego w szeregach szczecińskiego zespołu. Grizzlies w trzeciej kwarcie zdołali się przesunąć na połowę rywali, gdzie jednak ponownie stracili futbolówkę poprzez interception. Rozpoczęta wówczas seria ofensywna zakończyła się 42-jardową akcją podaniową duetu Piotr Kaczmarczyk – Przemysław Franczak, która zakończyła się przyłożeniem. Dodatkowe punkty zapewnił Adrian Karpiński, po czym sędzia zakończył trzecią kwartę. W ostatniej odsłonie Armada nie zwolniła tempa i mimo trwającego mercy rule, gospodarze zdołali jeszcze powiększyć prowadzenie. Gościom udało się nawet po akcji powrotnej po kickoffie wbiec z piłką w endzone, jednak sędziowie zauważyli, że Tomasz Burdziński wykonując return nadepnął na linię boczną. Grizzlies szybko musieli porzucić nadzieje na honorowy touchdown, tym bardziej, że już w następnej akcji stracili piłkę po złym snapie, fumble i przechwycie rywali. W końcówce meczu podaniem na przyłożenie popisał się Roman Łakomiak, a z piłką po 22-jardowej akcji w polu punktowym zameldował się Marcel Waniewski. Udane podwyższenie Łakomiaka ustaliło wynik niedzielnego pojedynku na 54:0.

W najbliższą sobotę Armadę czeka wyjazdowe starcie z Angels Toruń, natomiast Grizzlies tydzień później zmierzą się na obcym terenie z Barbarians Koszalin.

Warsaw Eagles B – Dukes Ząbki 42:6

Na stadionie Świtu Warszawa doszło w niedzielę do małych derbów Mazowsza. Niespodziewanie, to drużyna z podwarszawskich Ząbek jako pierwsza wyszła na prowadzenie. Duża w tym zasługa gospodarzy, którzy najpierw przez swoje przewinienia byli co chwila cofani w stronę własnego pola punktowego, a następnie zgubili piłkę na 5. jardzie własnej połowy. To pozwoliło Dukes na udany atak, który krótkim biegiem w endzone skończył Artur Makara. Nie udało się „Książętom” podwyższyć, co pozwoliło Eagles B na wyjście na prowadzenie. Ta sztuka udała się „Orłom” jednak dopiero w drugiej kwarcie. Do remisu doprowadził krótkim biegiem Igor Urban, a skromną przewagę zapewnił warszawianom celnym kopnięciem Filip Twardowski. Gospodarze wyszli wówczas na prowadzenie, którego nie oddali już do końca spotkania. Przed przerwą Igor Urban skompletował „hat-tricka”, jeszcze dwukrotnie wbiegając w pole punktowe, co dawało Eagles B touchdown. Celnie podwyższał Twardowski i do przerwy gospodarze zeszli z prowadzeniem 21:6.

W drugiej połowie punktowali już tylko futboliści ze stolicy. Skuteczność gospodarzy kontynuował w trzeciej kwarcie Miłosz Szmulewicz, po którego przyłożeniu po raz czwarty celnie kopnął Filip Twardowski. Ostatnia część tego spotkania fatalnie rozpoczęła się dla przyjezdnych, którzy zgubili piłkę, co wykorzystał Alessandro Madaro, prezentując ponad 30-jardową akcję powrotną zakończoną przyłożeniem. Nie minęło wiele czasu, a Dukes otrzymali kolejny cios. Tym razem touchdown przyniosła wreszcie akcja podaniowa. Dogranie Aleksandra Bargieła wykorzystał Przemysław Pawłowski, a Alex Lech podwyższając za dwa „oczka” zmienił rezultat na 42:6 i jak się później okazało, była to ostatnia akcja punktowa w tym spotkaniu.

Warsaw Eagles B na swój następny mecz poczekają aż do 19 września, kiedy podejmą u siebie AZS UWM Olsztyn Lakers. Dukes 5 września zmierzą się natomiast w Ząbkach z Rhinos Wyszków.