[vc_row][vc_column][vc_column_text]
Futbol amerykański w wydaniu kobiecym to wciąż egzotyka w naszym kraju. Jak się jednak okazuje – ambicja, chęć rozwoju i ogromna determinacja w dążeniu do upragnionego celu może zdziałać cuda. Takimi wartościami kierują się zawodniczki Warsaw Sirens, a dziś prezentujemy Wam wywiad z Olą, która futbol trenuje już kilka lat.
Kamil: Syreny to dość nietypowa ekipa na futbolowej mapie Polski, bo jesteście drużyną… kobiecą. Jak odnajdujecie się w tym “typowo męskim” świecie i jak doszło do powstania takiej drużyny?
Aleksandra: Warsaw Sirens w tym roku będą obchodzić 8-lecie istnienia, więc wydaje mi się, że każdy z futbolowego świata zdążył się już przyzwyczaić do obecności tej drużyny. Mimo to odnalezienie się w “typowo męskim” świecie nie przychodzi łatwo. W dalszym ciągu żadna polska liga nie traktuje żeńskiego futbolu jako coś, na co warto postawić i wspierać w bardziej aktywnej formie niż tylko danie swojego loga na plakat. Z trenerami też nie jest łatwo, dużo przychodzi, mało zostaje. Głównie dlatego, że dużej części wydaje się, że bycie trenerem w żeńskiej drużynie to nic trudnego i fajna zabawa, a okazuje się, że jednak trzeba mieć jakąś wiedzę (bo np. zdarzało się, że niektóre zawodniczki mają więcej doświadczenia i wiedzy niż potencjalny trener) i odpowiednie podejście.
Co do samego powstania – ciężko mi powiedzieć coś więcej, niż znam z opowiadanych historii, ponieważ poza chyba 2 osobami nikogo z “pierwotnej” ekipy już nie ma. Żony, dziewczyny, siostry i inne kobiety związane w różny sposób z zawodnikami męskich drużyn po prostu postanowiły założyć własną drużynę, co też było w jakimś stopniu na fali popularności futbolu w 2012 roku. Jednak dopiero w 2014 rozegrałyśmy pierwszy mecz, reszta jest już historią.
W Polsce jesteście jedyną drużyną żeńską. Nie macie rywalek, więc wyzwań musicie szukać poza granicami naszego kraju. Finalnie padło na Czechy. Jak wygląda tamtejsza struktura ligi i dlaczego zdecydowałyście się właśnie na ten kierunek?
Możliwe, że już wkrótce nie będziemy jedyne, ale trzeba jeszcze chwilę zaczekać na oficjalne informacje. W każdym razie, dziewczyny z północnej Polski niech szykują korki.
Jeżeli chodzi o Czechy to powód jest dość prozaiczny – było to najłatwiejsze logistycznie. Jest blisko, kraj jest nieduży. Niemiecka żeńska liga, mimo że o świetnym sportowym poziomie, byłaby nie do udźwignięcia jeżeli chodzi o dojazdy do drużyn z zachodniej strony kraju.
Czeska żeńska liga składa się z dwóch poziomów rozgrywkowych. Wyższy, w której gramy, jest w formule 9-osobowej i poza nami są 3 drużyny (możliwe, że w sezonie 2020 będzie ich więcej, ale teraz ciężko cokolwiek powiedzieć, sezon startuje dopiero we wrześniu). Każdy gra z każdym po 2 razy i nie ma playoffs, jest tylko finał pomiędzy dwoma drużynami ze szczytu tabeli (kolejność w tabeli też nie jest oczywista, bo system różni się od polskiego). Niższy rozgrywany jest w dość egzotycznej formule 5-osobowej. Wygląda trochę jak flagówka (przez to, że jest 1 OL vs 1 DL), ale to w pełni kontaktowa odmiana. W 2019 brały w niej udział 3 zespoły.
Granie w Czechach na pewno wiązało się z wysokimi kosztami. Przed sezonem dosyć mocno promowałyście Waszą internetową zrzutkę. Widziałem, że były organizowane również wyprzedaże garażowe, z których dochód przeznaczany był na występ w lidze. Ile finalnie udało Wam się zebrać? Na co wydałyście najwięcej i jak prezentują się koszty ligowe w Czechach, porównując to na nasze warunki (opłaty ligowe itd.)?
O dokładne wydatki trzeba by już pytać osoby z zarządu drużyny. Ciężko mi powiedzieć jak to ma się do opłat ligowych w Polsce, bo nigdy nie miałam z tym osobiście do czynienia.
Wszystkie pieniądze z akcji typu wyprzedaże garażowe itp. wpłacałyśmy na tę jedną zrzutkę i w ten sposób koniec końców udało nam się zebrać ponad 33,5 tys. zł. Suma wydaje się być duża, ale nie było to wystarczające, abyśmy nie musiały, jako zawodniczki dopłacać z własnej kieszeni. Mimo starań nie udało nam się, niestety, pozyskać żadnego finansowania z ministerstwa, miasta czy sponsora. Każdy wyjazd na mecz (wyjazdów było w sumie 4) wiązał się z wydatkiem ok. 250-300 zł od osoby za przejazd i nocleg.
Zagrałyście w sezonie 7 spotkań, które zawsze obfitowały w wielkie emocje. Z którymi rywalkami grało Wam się wybitnie ciężko, a które starcie zaliczycie do tych solidnie rozegranych?
Tak naprawdę każdy mecz był dla nas ciężki, ponieważ z reguły grałyśmy mecze w 17-21 osób. W obronie (o ataku ciężko mi się wypowiadać, bo grałam w nim tylko czasem “gościnnie”) było dobrze jak była 1-2 osoby na zmianę. Ja oraz wiele moich koleżanek z formacji nie zeszło ani razu z boiska na żadną akcję. Ale wiem, że każdy mecz zagrałyśmy na 100% naszych możliwości i wkładając w to całe serce.
Jeżeli miałabym wybrać jeden mecz w jakiś sposób najcięższy to wybrałabym pierwszy ligowy, na wyjeździe, przeciwko Prague Harpies. To był nasz chrzest bojowy i przez to wszystko było cięższe. W dodatku straciłyśmy w nim na cały sezon kluczową osobę w difensie, Martę Nowicką grającą na linebackerze, która zerwała więzadła w kolanie. Na domiar złego inną zawodniczkę, Karinę Wieczorek, na koniec meczu zwiozła karetka, a sprawa wyglądała naprawdę dramatycznie. “Na szczęście” to było na tyle, jeżeli chodzi o poważne kontuzje w trakcie sezonu.
Udało Wam się zagrać w finale ligi Czeskiej. Waszymi rywalkami była ekipa Brno Amazons. Po pierwszych dwóch kwartach remisowałyście 6:6, co dawało nadzieję polskim kibicom na niesłychany sukces. Finalnie jednak wróciłyście do Warszawy na tarczy, przegrywając 18:26. Czego zabrakło do osiągnięcia korzystnego wyniku?
Chciałoby się powiedzieć – lepszego sędziowania. Zawodnicy z Panthers B wiedzą coś na temat mocno dyskusyjnych decyzji czeskich sędziów. Ale pomijając to, na pewno zabrakło nam szerszego składu. Dużo z nas było już po prostu na skraju wytrzymałości po 6 meczach w 2 miesiące, granych non-stop, często na dwie strony. Zabrakło nam zmienniczek na kluczowych pozycjach, szczególnie w obronie, gdzie w dodatku większość zawodniczek to były rookies. Fizycznie już po prostu były momenty słabości i wtedy popełniałyśmy głupie błędy. Taki sport – wygrywa ten, kto popełni ich mniej. Amazonkom mogę tylko pogratulować świetnego meczu, bo mimo że na boisku walczymy ze sobą i bywa naprawdę ciężko to to są naprawdę świetne zawodniczki i super się gra przeciwko takim drużynom.
8 grudnia przeprowadziłyście rekrutację do zespołu Syren. Powiodła się? Ile nowych rekrutek udało Wam się zdobyć? Macie jakieś konkretne wymagania względem chętnych dziewczyn, czy tak jak w drużynach męskich – liczy się chęć do działania, bo wszystko można wypracować w trakcie treningów?
Od grudnia do stycznia przeprowadziłyśmy kilka rekrutacji, trochę dziewczyn przyszło, widziałam parę osób z fajnym potencjałem. Jedyne nasze wymaganie to chęć grania i uczenia się futbolu. Wszystko można wypracować, czego dowodem są nasze niektóre zeszłoroczne rookies. Najważniejszy jest charakter i to coś w środku, co sprawia, że po kontakcie podnosisz się i grasz dalej.
Oczywiście fajnie, jakby przychodziły do nas dziewczyny już z jakimś doświadczeniem sportowym, ale nie jest to żaden wymóg. Jedna z naszych nowych zawodniczek, Laura Adamczyk, jest też trenerem przygotowania fizycznego i w tym sezonie zadba o to, żeby każda dziewczyna nauczyła się prawidłowych wzorców ruchowych potrzebnych w futbolu – szczególnie jeżeli chodzi o technikę sprintu. Kolejny sezon zaczynamy dopiero we wrześniu, więc jeżeli którakolwiek z dziewczyn jeszcze się waha (bo np. boi się, że nie da rady fizycznie, nie umie czegoś itp.) nad dołączeniem do nas – zapraszam z całego serca. Nie trzeba czekać na rekrutacje, można po prostu przyjść na trening, wszystkie informacje znajdują się na naszej stronie internetowej – www.warsawsirens.pl
Jakie macie plany na rok 2020? Ponownie planujecie wystąpić w Czechach, czy w planach są jakieś inne wyzwania?
Tak, na 2020 ponownie planujemy grać w Czechach i tym razem wrócić z finału ze złotym medalem. Myślę, że v-ce mistrzostwo w 2019 to świetna motywacja na kolejny sezon. Wiadomo, apetyt rośnie wraz z jedzeniem.
Pod koniec marca planujemy też towarzyski mecz w Warszawie przeciwko niemieckiej drużynie Bochum Miners. Zapewne będzie więcej takich meczy przed regularnym sezonem, ale to dopiero okaże się z czasem, na razie mamy styczeń i 9 miesięcy do ligi.
Na koniec – co sądzicie o coraz częstszych występach kobiet w drużynach męskich. Prosty przykład – w sezonie 2020 w juniorskiej drużynie Watahy Zielona Góra, na pozycji running backa występowała Katarzyna Dziklińska. Są to jednostronne przypadki, czy taki trend może w niedalekiej przyszłości się rozwinąć? Zainteresowanie futbolem wśród Pań rośnie?
Moim zdaniem to z jednej strony super, że dziewczyny coraz mniej boją się dołączać do chłopaków. Jedyne, co mnie smuci to to, że wymusza to rzeczywistość – po prostu chcąc grać w futbol nie ma często innej opcji. Kasię miałam okazję poznać podczas ostatniego finału we Wrocławiu i to naprawdę świetna dziewczyna z ogromnym potencjałem. Życzę jej samych sukcesów i żeby się nie poddawała.
Ale nie wydaje mi się, że to jakiś nagły trend popularności tego sportu wśród kobiet sportu. Taki już był, po Superfinałach na Narodowym. Najstarsi gorole pamiętają, że wtedy były takie inicjatywy jak Harpie Olsztyn czy Białe Kruki Rzeszów. Teraz to kwestia zmieniającej się powoli (w końcu i na szczęście!) rzeczywistości, gdzie młode dziewczyny nie boją się spełniać swoich sportowych marzeń, nawet jeżeli wiąże się to z wieloma wyrzeczeniami i nie zawsze jest łatwe. Kobiety futbolu takie jak Jen Welter, Katie Sowers, Phoebe Schecter czy Toni Harris pokazują nam, że wszystko jest możliwe. Świat się zmienia i bardzo mnie to cieszy.
Szkoda, że często dziewczyny grające w juniorach, które są spoza Warszawy i okolic, nie mają później alternatywy na dalsze granie. Nie każda z nich ma po 180 cm wzrostu i 90 kg wagi, żeby później móc grać chociaż w jakimś bardziej wyrównanym stopniu z seniorami, a czasami, co wiem z własnego doświadczenia, lepsza technika już nie wystarcza. Tutaj lukę powinny wypełniać żeńskie drużyny, ale niestety – nie ma ich. Było Opole Vixens, ale niestety z różnych względów już nie istnieją. Teraz pozostaje mi kibicowanie żeńskim inicjatywom i gorąco liczę, że ta, która ma niedługo powstać, wypali.
Drużynę Warsaw Sirens można wspierać za pośrednictwem Patronite – https://patronite.pl/warsawsirens
[/vc_column_text][/vc_column][/vc_row]