Polski Akcent #5: Zwycięstwo, remis i porażka w GFL oraz dwa triumfy w Czechach

W miniony weekend wystartowały najbardziej prestiżowe rozgrywki krajowe w Europie, czyli German Football League, gdzie polskich przedstawicieli nie brakuje. Nasi rodacy grali ostatnio także między innymi w Czechach oraz na zapleczu niemieckiej elity.

Nowy sezon GFL1 zainaugurowało między innymi starcie z udziałem aktualnych mistrzów kraju – Dresden Monarchs. Obrońcy tytułu mierzyli się w 1. kolejce na wyjeździe z Potsdam Royals, którzy tej zimy pozyskali dwóch Polaków. Maciej Jaroszewski i Mateusz Dubicki od 2018 roku grali wspólnie w Berlin Rebels, lecz teraz postanowili wreszcie zmienić klubowe barwy i przenieść się na przedmieścia stolicy Niemiec do ubiegłorocznego półfinalisty GFL1 – Głównym powodem odejścia z Rebels był poziom sportowy, jaki prezentowała drużyna z Berlina w zeszłym sezonie. Cztery lata temu jak przechodziłem do Rebels, była to jedna z czołowych drużyn w Europie i przez dwa lata tak też graliśmy, chociaż mistrzostwa i tak nie wygraliśmy. Ale ostatni rok to był wstyd. Taka jest prawda prawda – gdyby nie wycofanie się z ligi Hildesheim Invaders, to pewnie spadlibyśmy z GFL1. Drugi aspekt to fakt, że menedżer Royals bardzo mocno zabiegał o transfer już od dwóch lat. I koniec końców teraz był bardzo skuteczny w przekonaniu mnie – tłumaczy nam powody zmiany klubu Mateusz Dubicki.

Zarówno on, jak i linebacker Maciej Jaroszewski wystąpili przeciwko mistrzom z Drezna w inauguracyjnej kolejce niemieckiej elity. Przyznać trzeba, że debiut mieli co najmniej udany. Royals bowiem ani razu nie pozwolili triumfatorom ubiegłorocznego German Bowl wyjść na prowadzenie. „Monarchowie” dwukrotnie doprowadzali jedynie do remisu po przyłożeniach fińskiego biegacza Karriego Pajarinena i do przerwy na tablicy widniał rezultat 14:14. Kiedy jednak po powrocie z szatni touchdown zanotował Jared Wolfe, goście z Drezna nie potrafili się odgryźć, nieco później tracąc jeszcze trzy punkty po 50-jardowym kopnięciu z pola Heiko Balsa. Przyłożenie Yazana Nassera było zatem jedynie zmniejszeniem rozmiarów przegranej. Starcie pretendentów z obrońcami tytułu zakończyło się rezultatem 24:21 – Wydaje mi się ze wynik mówi sam za siebie. Byliśmy lepsi od początku do końca meczu. Kontrolowaliśmy go praktycznie cały czas. Jedynie przez nasze własne błędy i kary wynik nie był bardziej okazały po stronie naszej ofensywy. Generalnie, świetnie, że ten mecz wygraliśmy, tym bardziej, że graliśmy z najlepszą drużyną w GFL, ale mamy dużo do poprawy. Moim zdaniem ten mecz to był tylko przedsmak tego, co możemy pokazać. Szczególnie z naszym systemem ofensywnym opartym o bardzo szybkim ataku. Co do mojego występu, to podobnie jak cała drużyna. Było dobrze, ale może być lepiej – ocenia swój debiut w barwach „Królewskich” polski tight end.

Mateusz Dubicki (po prawej, nr 81) w debiucie w barwach Potsdam Royals pokonał aktualnych mistrzów Niemiec – Dresden Monarchs (fot. potsdamroyals.de)

Dubicki nie ukrywa, że jego nowy klub może w tym sezonie zaskoczyć i zajść daleko w GFL1 – Cel jest jeden, mistrzostwo. Każdy inny wynik będzie porażką. Szanse na nie oceniam na bardzo wysokie. Potencjał zawodników i trenerów w drużynie jest ogromny. Trochę może martwić fakt, że straciliśmy dwóch zawodników z defensywy przed sezonem, ale jeden z nich podpisał kontrakt z Cincinatti Bengals w NFL, a drugi trafił do CFL, więc można zrozumieć ich decyzję. Koniec końców wierzę, że Royals będą mistrzem GFL 2022 – otwarcie przyznaje futbolista z doświadczeniem w reprezentacji Polski. Klub Mateusza Dubickiego i Macieja Jaroszewskiego w drugiej ligowej kolejce zmierzy się na wyjeździe z Berlin Adler.

Właśnie z tym zespołem na inaugurację sezonu w Niemczech mierzyli się w derbowym starciu Berlin Rebels – były klub naszych aktualnych graczy Potsdam Royals. W tym sezonie w barwach „Rebeliantów” także mamy swoich przedstawicieli. Są nimi skrzydłowy Antoni Podgórski oraz ofensywny liniowy Jędrzej Rudnicki. Niestety, w pierwszej kolejce SharkWater German Football League zagrać mógł tylko ten drugi. Były wide receiver Rhinos Wyszków, Warsaw Mets, Lowlanders Białystok czy Dresden Monarchs zmaga się niestety z urazem kostki, co wykluczyło go ze starcia o dominację w stolicy Niemiec. Derby zdecydowanie lepiej rozpoczęły „Orły”, które prowadziły w pierwszej kwarcie nawet 11:0. Później jednak ofensywa gospodarzy świetnie wywiązywała się ze swoich obowiązków i straty odrobiła z nawiązką. Wystarczy wspomnieć, że w czwartej kwarcie to Rebels prowadzili w tym niezwykle otwartym meczu 35:30. Od tamtej chwili jednak punktowali w końcówce już tylko podopieczni Shuana Fataha, w przeszłości autora wielkich sukcesów Swarco Raiders Tirol, z którymi szkoleniowiec ten pięciokrotnie sięgał po mistrzostwo Austrii. Adler w ostatnich minutach zanotowali dwa przyłożenia, wobec czego to oni wygrali derby Berlina 43:35 – Porażka w derbach zawsze boli bardziej, bo na pewno jest to forma walki o dominację w mieście. Sądzę, że standardowo czynnikiem, który zdecydował o wygranej w tym bardzo wyrównanym meczu była mniejsza liczba błędów popełniona przez Adler, szczególnie w kluczowych momentach – mówi dla Halftime.pl Jędrzej Rudnicki, grający na pozycji prawego tackla.

Jędrzej Rudnicki (nr 70) w niedzielę zadebiutował w GFL grając dla Berlin Rebels (fot. Christian Goßlar)

Swój debiut oceniam pozytywnie. Mimo porażki czuję, że zagrałem solidny mecz i nie popełniłem dużej liczby błędów. Oczywiście zawsze mogło być lepiej, ale jak na pierwszy mecz na takim poziomie szczególnie, że to mój powrót po poważnej kontuzji, uważam, że występ był jak najbardziej na plus – kontynuuje były ofensywny liniowy między innymi Armii Poznań, Badalona Dracs i Barcelona Dragons. Berlin Rebels mają teraz bye week, dzięki czemu Antoni Podgórski powinien dojść do pełnej sprawności po urazie. Wiele wskazuje więc na to, że 4 czerwca będziemy świadkami prawdziwie „polskiego” meczu w GFL1. „Rebelianci” z Podgórskim i Rudnickim na boisku zmierzą się wówczas bowiem przed własną publicznością z New Yorker Lions, których barwy reprezentują Eryk Paszkiewicz i Arkadiusz Cieślok.

Nasi rodacy grający dla „Lwów” z Brunszwiku w odróżnieniu do ich krajan z Royals i Rebels swój mecz… zremisowali. Lions mierzyli się u siebie z Kiel Baltic Hurricanes i do przerwy skromnie prowadzili 7:0. W trzeciej kwarcie w defensywie wyróżnił się debiutujący w nowym zespole Arkadiusz Cieślok, któremu udało się zbić podanie rozgrywającego rywali. Pozwoliło to przerwać serię ofensywną „Huraganów” i niedługo później Mika Wickinger cieszył się z przyłożenia, które na 14:0 podwyższył jeszcze celnie Luca Jeckstadt. W ostatnią część meczu ekipa z Dolnej Saksonii wchodziła więc z przewagą dwóch posiadań, co jak się później okazało, nie wystarczyło do zwycięstwa nad zespołem z Kilonii. Baltic Hurricanes odpowiedzieli przyłożeniem podaniowym Moritza Reisa. Nie minęło wiele czasu, a Emmanuel Abedi-Bawa – biegacz NY Lions dopuścił się fumble i goście powrócili do ofensywy, którą również zakończyli touchdownem. Po drugim celnym podwyższeniu kopnięciem zrobiło się więc 14:14. W końcówce meczu obie ekipy próbowały jeszcze objąć prowadzenie, lecz sztuka ta nikomu się już nie udała, bowiem ze swoich obowiązków dobrze wywiązywali się defensorzy. Na 38 sekund przed końcem spotkania to przyjezdni mieli piłkę i podjęli ryzyko grania czwartej próby, bowiem do wywalczenia nowego kompletu zagrań został im tylko jeden jard. Dystans ten chciał przebyć Andrew Dion, jednak rozgrywającego Kiel Baltic Hurricanes w swoim stylu powalił Arkadiusz Cieślok, tym samym ostatecznie pozbawiając rywali szans na wygraną w tym meczu. Lions również nie zdążyli już zapunktować i remis stał się faktem. Przyznać trzeba, że nie jest codzienny wynik, bowiem w większości lig na świecie, w takim przypadku przewidywana jest dogrywka – Co do przepisów, kiedyś już widziałem remisowe wyniki, ale nigdy nie wgłębiałem się w szczegóły tych przypadków. Nie ukrywam, że pod koniec meczu jak zapowiadało się na remis, dopytałem czy będzie dogrywka. Teraz już wiem, że dogrywki są rozgrywane tylko w fazie play-off – wyjaśnia przepisy German Football League Arkadiusz Cieślok.

Arkadiusz Cieślok w barwach New Yorker Lions zadebiutował w swoim stylu

Spełniłem swoje jedno z celów/marzeń – zagrałem mecz w New Yorker Lions, więc było to dla mnie spore przeżycie, dużo kibiców na trybunach, oprawa całego meczu, zrobiło to na mnie ogromne wrażenie. Oczywiście mogłem zagrać dużo lepiej, nie jestem do końca zadowolony z tego jak zagrałem. Były akcje, z których mogę być zadowolony, jak wybroniona czwarta próba pod koniec meczu, czy zbite podanie. Ale podsumowując mój występ – mogło być lepiej – mówi w rozmowie z nami o swoich wrażeniach po debiucie w nowych barwach MVP Polskiej Futbol Ligi minionego sezonu. Na trybunach Eintracht-Stadion w Brunszwiku podczas niedzielnego starcia z Baltic Hurricanes zasiadło aż 2325 kibiców, przez co tym bardziej „Lwy” mogą odczuwać spory niedosyt – Jako drużyna popełniliśmy sporo błędów w ataku i w obronie. Kilka flag niepotrzebnych, sporo niezłapanych piłek, dwa nietrafione kopnięcia z pola. Było to spokojnie do wygrania, ale jest jak jest. Nie graliśmy żadnego sparingu przed sezonem, więc może to też było powodem, dlaczego tyle błędów się pojawiło. Oczywiście wynik końcowy jest dla nas rozczarowujący i w kolejnym niedzielnym meczu będziemy chcieli zagrać dużo, dużo lepiej, motywacja do tego jest – zapowiada polski defensywny liniowy. W 2. tygodniu zmagań w ramach GFL1 zespół Arkadiusza Cieśloka i Eryka Paszkiewicza ponownie wystąpi przed własną publicznością, a ich rywalem będą Cologne Crocodiles, którzy sezon rozpoczęli od triumfu 48:21 nad beniaminkiem, Düsseldorf Panther.

Start sezonu w Niemczech ma za sobą również Aleksander Gadecki. Polski skrzydłowy grający dla Assindia Cardinals także odczuwa spory niedosyt po swoim meczu. „Kardynały” mierzyły się w pierwszej kolejce zaplecza niemieckiej elity z Paderborn Dolphins. Początek domowego spotkania ekipy z Essen wcale nie wyglądał źle. W pierwszej kwarcie kibice nie oglądali akcji punktowych, a po zmianie stron to Cardinals jako pierwsi wyszli na prowadzenie. Przyłożenia nie udało się podwyższyć, a niedługo później w endzone gospodarzy przedostały się „Delfiny”. Po celnym extra poincie do przerwy był zatem wynik 6:7, co nie zapowiadało wysokiego triumfu którejś ze stron. Druga połowa pozbawiła jednak zespół Aleksandra Gadeckiego złudzeń.

Aleksandrowi Gadeckiemu (nr 84) nie udało się w 1. kolejce GFL2 zanotować przyłożenia. Polak dobrze spisywał się jednak między innymi w formacjach specjalnych (fot. Sascha Schneider)

Klub z Paderborn w trzeciej kwarcie „odskoczył” rywalom na jedno posiadanie i straty tej nie byli już w stanie zniwelować futboliści z Essen. Assindia Cardinals po bardzo słabej końcówce finalnie przegrali z Dolphins 14:31 i o pierwszy triumf w sezonie 2022 powalczą teraz na wyjeździe z Hamburg Huskies, którzy jeszcze gorzej weszli w sezon, ulegając aż 6:54 Lübeck Cougars.

W sąsiedniej Niemcom Szwajcarii swój mecz przegrali także Bienna Jets, gdzie koordynatorem defensywy jest Wojciech Andrzejczak. „Odrzutowce” w dwóch ostatnich kolejkach triumfowały, odbijając się z ligowego dna zaplecza szwajcarskiej elity, lecz sąsiadujący z nimi w tabeli Luzern Lions okazali się za mocnym rywalem. Przed własną publicznością futboliści z Biel przegrali z trzecią siłą Nationalligi B 7:28. Jets pozostali na czwartym miejscu w tabeli, a teraz przed nimi weekend przerwy. Później drużyna, w której członkiem sztabu szkoleniowego jest Wojciech Andrzejczak, zmierzy się natomiast z aktualnym wiceliderem – Argovia Pirates. „Piraci” w tym sezonie już raz pokonali „Odrzutowce” wynikiem 22:12.

Polakiem, który mógł cieszyć się ze zwycięstwa po swoim ligowym starciu był Łukasz Nielaba. Nasz przedstawiciel w Ostrava Steelers w niedzielę zagrał w transmitowanym na antenie czeskiej telewizji meczu z Brno Alligators. „Stalowcy” zaprezentowali się znakomicie, a błyszczał w ich barwach były rozgrywający Warsaw Sharks, Bradley Jones. Amerykanin z przeszłością w naszym kraju posłał aż 5 podań na przyłożenie. Drużyna z Ostrawy efektownie prowadziła w drugiej kwarcie 41:0, na co gospodarze zdołali odpowiedzieć dosłownie sekundy przed zejściem do szatni tylko jednym touchdownem. Nie udało się go zresztą podwyższyć. Kopnięcie Jana Nestra zablokował bowiem Łukasz Nielaba.

Łukasz Nielaba (trzeci od prawej, nr 99) od lat reprezentuje Ostrava Steelers. Polski defensywny liniowy po raz pierwszy wystąpił dla tego klubu w sezonie 2014

W drugiej połowie, mając wielką przewagę i trwające mercy rule, przyjezdni nie forsowali już zawrotnego tempa, dając szansę rzadziej grającym futbolistom. Skorzystali z tego zawodnicy z Brna. Co prawda w trzeciej kwarcie celnym, 30-jardowym field goalem prowadzenie Steelers powiększył Jiří Šimečka, jednak w ostatniej części tego starcia Alligators dwukrotnie zdołali zanotować touchdown, co ustaliło rezultat tego pojedynku na 20:44. Był to dopiero drugi w tym sezonie ligowy triumf zespołu z Ostrawy, przez co z bilansem 2-2 drużyna Łukasza Nielaby i niegrającego przeciwko „Aligatorom” Daniela Kamińskiego wciąż znajduje się poza czołową czwórką Snapbacks ligi. Szansę na poprawienie swojego bilansu Steelers będą mieli już w najbliższą niedzielę, kiedy przyjdzie im się mierzyć u siebie z niżej notowanymi Nitra Knights – słowackim klubem rywalizującym w czeskich rozgrywkach.

Triumf w Czechach zanotowali także inni Polacy. Třinec Sharks, mający w składzie pięciu futbolistów z naszego kraju, prowadzeni przez Macieja Szczerbę powrócili na zwycięską ścieżkę. Ubiegłoroczni mistrzowie 2. ligi pokonując w miniony weekend najsłabszych w stawce Pilsen Patriots zagwarantowali sobie udział w fazie play-off. W triumfie 26:19 duży udział miał rozgrywający „Rekinów” – Mark Kwoka. Polak w ostatniej akcji drugiej kwarty podał celnie do Petra Dudka i ta 12-jardowa akcja była udaną odpowiedzią na otwierający touchdown gości. Były quarterback Rzeszów Rockets po zmianie stron wykonał także krótki bieg w endzone, który wyprowadził gospodarzy na prowadzenie. W trzeciej kwarcie to „Patrioci” ponownie objęli jednak przewagę. W tej samej części meczu przyłożenie Martina Mísařa dało gospodarzom na powrót prowadzenie, które tym razem ekipa z Trzyńca nie oddała już do końcowego gwizdka. Co więcej, dwa dodatkowe punkty zapewnił swoją solową akcją Kwoka. Ostatnia kwarta rozpoczęła się bowiem od zwieńczonej touchdownem 27-jardowej akcji, w której Polak ponownie obsłużył celnym podaniem Petra Dudka. Błyskawicznie gościom z Pilzna udało się odpowiedzieć akcją punktową, lecz okazało się to jedynie zmniejszeniem rozmiarów przegranej – Wygrana była dla nas naprawdę ważna, bo zapewniliśmy sobie dzięki niej awans do półfinału. W przypadku przegranego meczu, mielibyśmy bardzo trudną drogę do play-offyów w końcówce sezonu zasadniczego. Mecz z Patriots był naprawdę wyrównany i trzymał w napięciu do ostatniego gwizdka. Wynik był na styku przez cały mecz i obie drużyny miały szanse to wygrać – mówi w rozmowie z nami Mark Kwoka.

Mark Kwoka sekundy przed zdobyciem przyłożenia biegowego w pojedynku z Pilsen Patriots

W dwóch ostatnich meczach brakowało nam zawodników, bo w tym roku mamy w każdym meczu wielkiego pecha do kontuzji. Kwietniowy mecz z Mustangs przegrany do zera u siebie graliśmy na przykład bez running backa w rosterze, więc rywalom było bardzo łatwo rozgryźć naszą taktykę. Wystarczyło dobrze pilnować passing game i jak się okazało przeciwnicy odrobili zadanie i byli przygotowani na moje rzuty. Wszystkie rzuty, które w poprzednim meczu wychodziły świetnie, wtedy były dobrze pilnowane. Na ostatnim meczu z Bobcats też był problem z kadrą, ale tam była zupełnie inna sytuacja. Z łatwością potrafiliśmy skleić dobre drive-y i przejść przez całe boisko. W pierwszej połowie trzy razy byliśmy w redzone, nawet kilka jardów od pola punktowego i nie potrafiliśmy wykorzystać trzecich i czwartych prób, przez co do przerwy przegrywaliśmy do zera. Do połowy brakowało skuteczności i zgrania, w trzeciej kwarcie próbowali nas mocno blitzować, żeby nas powstrzymać, aż zabrakło im sił, ale to już było za późno, żebyśmy mogli dogonić wynik – wyjaśnia szczegółowo powody dwóch ostatnich porażek z Prague Mustangs (0:21) i Příbram Bobcats (12:21) Mark Kwoka.

Przyznać trzeba, że pecha do urazów Sharks mają ogromnego. Przekonał się o tym zresztą Przemysław Kapcia Jankowski, który w poprzednim meczu doznał kontuzji prawego kolana, która oznacza dla niego koniec sezonu. To tylko jeden przykład z długiej listy futbolistów, na których Maciej Szczerba nie mógł liczyć w ostatnich spotkaniach – Najbardziej boli kontuzja Przemka Jankowskiego w meczu z Bobcats, bo to był naprawdę ważny zawodnik dla naszej drużyny, zarówno w ataku, jak i w formacjach specjalnych. Niestety dla niego sezon już się skończył, bo zerwał więzadło – tłumaczy polski rozgrywający Třinec Sharks, który niedzielne starcie z Pilsen Patriots zakończył z 85 jardami wywalczonymi podaniami oraz 60 w solowych biegach. Jak się okazuje, grono Polaków grających w tym sezonie dla „Rekinów” może się po meczu z „Patriotami” jeszcze bardziej zawęzić – Running back Szymon Lampart też w ostatnim meczu z Patriots miał kontuzję kolana i czekamy na wiadomość, czy jeszcze zagra w tym sezonie – mało optymistycznie kończy Mark Kwoka.

Ubiegłoroczni mistrzowie są już pewni gry w play-offach i walczyć teraz będą jeszcze o jak najlepsze w nich rozstawienie. Pozostały im bowiem dwa mecze sezonu zasadniczego. Najbliższy odbędzie się 5 czerwca, kiedy to Sharks staną przed szansą zrewanżowania się Prague Mustangs za kwietniową porażkę.

Třinec Sharks mają w tym sezonie wielkiego pecha do kontuzji, o czym przekonał się między innymi Przemysław Kapcia Jankowski (w środku), który w tym sezonie może „Rekiny” wspierać już tylko jako kibic