Wchodzimy w cotygodniowy cykl regularnych raportów z poczynań polskich futbolistów i trenerów w zagranicznych klubach. W miniony weekend działo się sporo dobrego u naszych „stranierich”.
W Holandii nie po raz pierwszy w tym sezonie świetnie zaprezentowali się Oskar Sardyga i Oskar Skorzybót. Szczecinianie reprezentujący belgijskich Limburg Shotguns meczem wyjazdowym z Hilversum Hurricanes zakończyli sezon zasadniczy Ligi Beneluksu. Ostatni grupowy pojedynek zakończył się efektowną wygraną „Strzelb”. Obaj nasi rodacy indywidualnie zaprezentowali się bardzo dobrze. Najlepszy zespół Belgii pokonał „Huragany” aż 45:0, czym przypieczętował drugie miejsce w stawce, tuż za plecami Amsterdam Crusaders – jedynej drużyny, która zdołała pokonać w tym sezonie Shotguns. Przeciwko ekipie z Hilversum Oskar Sardyga dostał kolejną szansę na występ, którą wykorzystał, posyłając podanie na przyłożenie. Koordynowana przez trenera Klaudiusza Cholewińskiego defensywa belgijskiego klubu po raz kolejny w tym sezonie nie straciła żadnego punktu, w czym spora zasługa Oskara Skorzybóta. W końcówce meczu polski defensive back zanotował przechwyt, pozbawiając rywali szans na honorowe przyłożenie – Generalnie w tym meczu przeciwnicy omijali mnie szerokim łukiem. Zagrali na mnie dwie piłki. Raz zbiłem podanie i raz zanotowałem interception – mówi w rozmowie z nami Skorzybót.
Były między innymi zawodnik Armady Szczecin i Berlin Rebels rozgrywa właśnie swój pierwszy sezon w Belgii – Moja przygoda z Limburg Shotguns rozpoczęła się od zaczepienia mnie przez nich na instagramie, po czym wprost zapytałem czy szukają zawodników na pozycje CB. Bodajże po jednym dniu nawiązał ze mną kontakt główny manager Shotguns. Podczas rozmowy zostały w skrócie przedstawione mi założenia drużyny i jej osiągnięcia z poprzednich sezonów. Po kilku dniach odezwał się do mnie główny koordynator defensywy Klaudiusz Cholewiński, który już dużo bardziej szczegółowo przestawił mi cele na sezon 2022 oraz kierunek, w którym chciałby iść wraz z Limburg Shotguns. Muszę powiedzieć, że mimo iż rozmowa odbywała się za pomocą facebooka, to dogadaliśmy się bardzo szybko. Jeżeli chodzi o poziom zespołu, to uważam, że jest naprawdę wysoki. Mamy bardzo dobrych trenerów pozycyjnych, mocną ofensywę i naprawdę twardą defensywę, co przekłada się na wyniki, gdzie mamy już za sobą kilka spotkań w których zdobyliśmy 40, nawet 50 punktów, przy czym nie straciliśmy ani jednego. W barwach Shotguns znajdują się zawodnicy z różnych szczebli – GFL, ELF i reprezentanci kilku krajów. Sama atmosfera w drużynie jest nakręcająca i motywująca do działania, by stać się jeszcze lepszym. Panuje tutaj zdrowa rywalizacja, ale także sam team spirit jest odczuwalny przed każdym treningiem, jak i poza boiskiem. Z treningu na trening robimy naprawdę duże postępy jako cała drużyna, gdyż dosłownie każdy zawodnik daje z siebie wszystko, aby tylko wzmocnić naszą ekipę – mówi Oskar Skorzybót.
Polak pokusił się także o ocenienie poziomu rozgrywek w Belgii i Holandii – Jeżeli chodzi o poziom pozostałych zespołów, to bywa różnie. Są ekipy, które ledwo są w stanie wyrwać nam 10 jardów w trakcie kwarty, ale są też w nich naprawdę mocne zespoły takie jak Amsterdam Crusaders, z którymi najprawdopodobniej będziemy rywalizować w finale o mistrzostwo ligi Beneluksu. Generalnie Holendrzy są fizyczni i posiadają w swoich startowych jedenastkach naprawdę wysokich gości, co powinno się przekładać na wyniki. Ciężko porównać którąkolwiek drużynę z tej ligi do drużyny z GFL, gdyż mając okazję trenowania z Berlin Rebels zobaczyłem na własne oczy jak profesjonalnie potrafi być prowadzona drużyna futbolu amerykańskiego i odczułem na swojej skórze jak wysoki poziom reprezentują zawodnicy GFL1. Na pewno Limburg Shotguns idzie w dobrym kierunku, aby osiągnąć poziom organizacyjny, jak i poziom zawodników zbliżający do GFL, ale na pewno potrzebują jeszcze trochę czasu – ocenia polski defensor.
Skorzybót nie ukrywa, iż fakt, że w Limburg Shotguns są inni nasi rodacy, okazuje się bardzo pomocny – W „Strzelbach” nie jestem jedynym Polakiem. Jest nas trzech – ja, Klaudiusz oraz Oskar Sardyga, z którym znamy się od kilku lat, gdyż razem reprezentowaliśmy Szczecin w polskich rozgrywkach. Jak najbardziej świadomość, że nie jest się jedynym wśród „obcych” jest pomocna, gdyż to naprawdę ważne, aby móc pogadać z kimś w swoim języku, oraz dbamy o siebie jakbyśmy byli przyszywanymi braćmi. Jeżeli chodzi o Klaudiusza Cholewińskiego, to współpraca z tym gościem jest czystą przyjemnością. Jego założenia, organizacja treningów, cały plan gry, PB jest doskonale przemyślany oraz sama charyzma, która doprowadziła do tego, że każdy zawodnik defensywy jest w stanie zostawić swoje zdrowie dla Niego. Sam osobiście zostałem przez Niego „kupiony” bardzo szybko. Uważam, że jest On profesjonalistą w tym co robi i z pewnością traktujemy go jako generała defensywy, za którym każdy zawodnik pójdzie w ogień. Na ten moment jestem w stu procentach zdecydowany, aby kontynuować z Nim współpracę, gdyż podjęcie jej było strzałem w dziesiątkę dla mojego rozwoju jako zawodnika i jeżeli wszystko pójdzie w dobrym kierunku, to dosłownie kilka dni po finale ligi Beneluksu będziemy razem reprezentować drużynę z GFL – zdradził nam swoje plany polski futbolista.
Shotguns rywalizację w play-offach ligi BNL rozpoczną 28 maja starciem z inną belgijską drużyną – Kasteel Nitro’s, których 23 kwietnia w ramach rywalizacji grupowej „Strzelby” pokonały 35:16. Dwa tygodnie wcześniej – już w najbliższą sobotę, w ramach Flemish American Football League, Limburg Shotguns podejmą u siebie były klub Klaudiusza Cholewińskiego, czyli stołecznych Brussels Black Angels.
7 maja bardzo zadowolony z siebie mógł być także inny grający w trzeciej linii obrony Polak – Wojciech Perz. Nasz rodak tegoroczny sezon rozpoczął od pokonania mistrzów Austrii – Swarco Raiders Tirol, a w miniony weekend jego Telfs Patriots wygrali również z wicemistrzami AFL – Dacia Vienna Vikings. Beniaminek Austrian Football League jest niewątpliwie największą rewelacją rozgrywek w pierwszych tygodniach rywalizacji, legitymując się bilansem 3-1 – Po ciężkiej batalii na Morawach z drużyną Znojmo Knights udawało się nam wyjść zwycięsko, mimo licznym kontuzjom oraz problemom w ofensywie. Nasza defensywa wpuściła tylko siedem punktów i zanotowała trzy przechwyty, co doprowadziło nas do zwycięstwa. Szampańskie nastroje nie trwały długo, gdyż byliśmy świadom, że w następną sobotę będziemy gościć Wikingów ze stolicy. Mecz przebiegał zgodnie z oczekiwaniami naszych trenerów. Kanonada obydwu ofensyw była zapewne bardzo widowiskowa dla kibiców. W defensywie naszym głównym celem było zatrzymanie akcji biegowych Devontae Jordana – rushing lidera ligi. Z czasem zatrzymywanie gry biegowej wychodziło, lecz było to spowodowane osłabieniem naszej defensywy w kryciu gry podaniowej, co nie ubiegło uwadze sztabu trenerskiego gości. Wynik po przerwie 21:14 nie stawiał nas w dużo gorszej pozycji wiedząc, że w drugiej połowie zaczynamy odbiorem – tłumaczy w rozmowie z Halftime.pl Wojciech Perz.
Telfs Patriots musieli po powrocie z szatni odrabiać straty, co udało im się z nawiązką – Początek drugiej połowy był kluczowy dla wyniku tego spotkania. W pierwszej akcji ofensywnej zdobyliśmy przyłożenie, a następnie wykonaliśmy onside kick, który zakończył się naszym posiadaniem. Kolejne przyłożenie padło po pierwszych dwóch zagrywkach ofensywnych, co dało nam przewagę jednego posiadania. Nasza ofensywa podaniowa prowadzona przez Aarona Ellisa dała nam wysokie szanse na zwycięstwo w tym spotkaniu. Niestety naszej defensywie nie udało się zatrzymać ofensywy Vikingów mimo grania trzecich prób i fumbli, które w „magiczny” sposób zawsze wpadały w ręce Wikingów. Two-minute drill bez time-outów były jedyną szansą graczy z Wiednia do doprowadzenia do remisu. Wikingowie prowadzili swój drive skutecznie do momentu, kiedy Marcel Ambrosig uderzył w rękę rozgrywającego, co doprowadziło do przechwytu Matteo Deseife. Zwycięstwo w tym meczu całkowicie zawdzięczamy grze naszej ofensywy, począwszy od linii ofensywnej przez rozgrywającego, po zabójczą grupę skrzydłowych. Mecz ten umocnił naszą pozycję w walce o play-offy. Liga ta jest bardzo wyrównana w tym sezonie ze względu na oszczędzanie najlepszych zawodników na ligę EFL przez drużyny takie jak Vienna Vikings oraz Swarco Raiders. Drużyna ze stolicy aktywuje coraz więcej zawodników z rostera z ELF, by wykorzystać niedyspozycyjność drużyny „Jeźdźców” w tym sezonie. Aktualnie znajdujemy się na trzecim miejscu, co tak naprawdę nic nie znaczy, z tego powodu, że w AFL wygrać może każdy z każdym. Naszą lekcją pokory był mecz z Rangers, w którym byliśmy zdecydowanym faworytem [Patriots przegrali w tym sezonie tylko jeden mecz – 10:20 z Rangers Mödling – red.]. W następnym tygodniu zmierzymy się z drużyną ATRIUM SteelSharks Traun. Trzeci tydzień gry bez przerwy pokaże jaką drużyną jesteśmy i jak bardzo zależy nam na miejscu w fazie play-off – komentuje Wojciech Perz.
Telfs Patriots wygrali z Vienna Vikings 49:42, a polski defensor skończył to starcie z 4 tacklami na koncie. „Patrioci” są aktualnie na trzecim miejscu w tabeli. Przed nimi są tylko dwie niepokonane w tym sezonie ekipy, z którymi drużyna Polaka jeszcze nie grała – Danube Dragons i Prague Black Panthers. 14 maja ekipa z Tyrolu zmierzy się na wyjeździe z niżej notowanymi „Rekinami”. Klub z Traun po czterech meczach ma bowiem bilans 1-3.
Zwycięstwo w miniony weekend zanotowali również wreszcie Bienna Jets, gdzie koordynatorem defensywy jest Wojciech Andrzejczak. Polski szkoleniowiec przed tygodniem zapowiadał, że praca sztabu „Odrzutowców” z czasem powinna przynieść efekty i tak też się stało. Po trzech porażkach na starcie rozgrywek, drużyna z Biel wreszcie zdołała zwyciężyć. Na wyjeździe Jets okazali się lepsi od Fribourg Cardinals, odbijając się tym samym z ostatniej pozycji w tabeli drugiej ligi szwajcarskiej.
Nie wszyscy nasi rodacy schodzili jednak w ostatnich dniach z boiska zwycięsko. Porażka drużyny Adriana Gierczaka była o tyle dotkliwa, że oznaczała definitywny koniec sezonu dla jego zespołu. Ofensywny liniowy, który w ubiegłym sezonie wywalczył wicemistrzostwo Polski w barwach Tychy Falcons, w tym roku występował w lidze hiszpańskiej – Po zeszłym sezonie, jak już wszystkie emocje po finale opadły, postanowiłem skleić sobie highlighty. Dowiedziałem się także o stronie europlayers. Założyłem tam konto, wrzuciłem filmik, dodałem podstawowe informacje o mnie i pewnego razu wszedłem na stronę, a tam w skrzynce czekało na mnie parę wiadomości i jedna z nich pochodziła od drużyny Barberà Rookies. Przed wybraniem tego zespołu zrobiłem rekonesans ligi. Najlepiej „na papierze” oczywiście wyglądali Badalona Dracs, bo co by nie mówić, w ostatnich latach zdominowali ligę podobnie jak swego czasu Panthers Wrocław nasza polską. Uwagę przykuł także fakt, że w Hiszpanii grają także rozgrywki Copa España i drużyna z Barbery doszła w nich do półfinałów, grając okrojonym składem – tłumaczy nam kulisy swojego transferu na Półwysep Iberyjski polski futbolista.
Barberà Rookies sezon zasadniczy mieli bardzo udany. Grupę wschodnią zespół z Katalonii zakończył na pierwszym miejscu z bilansem 7-1. Nic więc dziwnego, że to oni w półfinale hiszpańskiej Serie A mogli być uważani za faworyta, tym bardziej, że mierzyli się przed własną publicznością z LG OLED Black Demons, którzy na zachodzie zajęli drugie miejsce, na osiem spotkań notując pięć zwycięstw i aż trzy porażki. Ostatni krok przed finałem wcale jednak nie okazał się łatwą przeprawą. To „Czarne Demony” wyszły jako pierwsze na prowadzenie celnym kopnięciem z pola Jesúsa Péreza. Szybko jednak gospodarze odpowiedzieli akcją podaniową duetu Alex Pacheco – Victor Vega i po dwupunktowym podwyższeniu prowadzili 8:3. Do przerwy jednak to przyjezdni przeważali dwoma punktami dzięki touchdownowi i podwyższeniu kopnięciem.
W drugiej połowie Rookies zdołali powrócić na prowadzenie. Defensywne przyłożenie linebackera Fernando Villegasa na 14:10 okazało się jednak wszystkim, na co stać było w sobotę drużynę z okolic Barcelony. Później punktowali już tylko rywale. Ekipa z Las Rozas bezlitośnie wykorzystywała błędy przeciwnika, finalnie triumfując aż 37:14 – Niestety zbliżający się sezon ELF „zabrał” nam paru starterów i musieliśmy grać mniej doświadczonymi zawodnikami, co według mnie przełożyło się na realny wynik tego spotkania. Wpływ miały także kontuzje, jako że sezon graliśmy od stycznia do teraz. Sytuacja była na tyle poważna, że jako nominalny left guard musiałem zagrać jako tackle oraz parę akcji nawet w defensywie. Niestety mieliśmy zawodników grających w dwie strony, co bardzo pokrzyżowało nam plany – tłumaczy przyczyny porażki w półfinale LNFA Serie A Adrian Gierczak.
Tym samym to zespół z przedmieść Madrytu po raz trzeci z rzędu awansował do finału hiszpańskich rozgrywek. Tam nie będzie faworytem, gdyż zmierzy się w meczu o złoto z inną ekipą z zachodu – Osos Rivas, która w tym sezonie jeszcze nie przegrała, dwukrotnie pokonując Black Demons w sezonie zasadniczym. Na półfinale swoją grę w tym sezonie zakończyli Badalona Dracs, z którymi w ubiegłym roku po mistrzostwo Hiszpanii sięgnął Jędrzej Rudnicki. Adrian Gierczak jest zadowolony ze swojej postawy i z racji szybszego zakończenia rozgrywek, nie wyklucza, że w tym roku będzie przywdziewał jeszcze inne barwy – Myślę że zagrałem solidny sezon. Zawsze starałem się grać zgodnie z oczekiwaniami trenerów. Włożyłem dużo pracy w moją grę od strony technicznej, także jestem zadowolony. Jeszcze nie zdecydowałem o przyszłości, ale dostałem parę ofert i rozważam, żeby zagrać gdzieś jeszcze. Gdzie? Sam nie jestem jeszcze w stanie odpowiedzieć – kończy w rozmowie z nami polski ofensywny liniowy.
Sezon definitywnie zakończył również Jakub Skorupa. Polak, z którym rozmawialiśmy dłużej przed tygodniem, w swoim ostatnim spotkaniu tegorocznych rozgrywek ligi portugalskiej triumfował nad Salgueiros Renegades 25:14. Lisboa Lions tym samym rok zakończyli z bilansem 2-4, zajmując trzecie miejsce w tabeli grupy północnej najwyższego szczebla w Portugalii.
Sezonu oficjalnie nie zaczął jeszcze natomiast Aleksander Gadecki. Polski wide receiver oraz tight end przygotowuje się do swojego trzeciego roku gry w barwach Assindia Cardinals. Ekipa występująca na zapleczu niemieckiej elity w niedzielę rozegrała przedsezonowy sparing z ekipą z GFL1 – Marburg Mercenaries. Pierwszoligowi faworyci spodziewanie wygrali ten mecz 37:7 – Mecz z Mercenaries był na tyle zadowalający, że pokazaliśmy solidne dwie pierwsze kwarty. Niestety koncentracja i intensywność „popuściły” w drugiej połowie, co doprowadziło do wyższego wyniku przeciwko nam. Ale ogólnie spodziewaliśmy się większego oporu przeciwników. Touchdown przeciwko pierwszoligowej drużynie był bardzo zadawalający. To nam pokazało, że mamy swoje szanse i nasz system działa. Mamy dobry fundament i potencjał oraz solidnych Amerykanów, którzy podbudowują drużynę. Pracę musimy koniecznie włożyć w special teams i w passing game, bo brakuje trochę rutyny i stabilnego kszałtu gry w tych aspektach. To będzie klucz na aktualny sezon. Defensywa w meczu wykonała całkiem dobrą robotę, pokazała motywację i chęć dominacji. W ataku, który doprowadził do punktów zadałem przeciwnikowi dwa bloki, które umożliwiły przyłożenie i długi bieg naszego rozgrywającego. Jestem ogólnie całkiem zadowolony z tego meczu, bo dałem z siebie sto procent na boisku. Było mało podań, więc jako wide receiver i tight end nie miałem aż tyle możliwości, żeby się pokazać i zaprezentować na co mnie stać. Grałem bardzo fizycznie, z czego jestem zadowolony, zresztą nawet przeciwnik mnie pochwalił – komentuje niedzielny sparing Aleksander Gadecki.
Polak, który w futbol gra od ponad pięciu lat, jeszcze nigdy nie miał okazji grać w kraju swojego pochodzenia – Mam taki zamiar zagrać w Polsce za rok lub dwa – zapowiada nam Gadecki. Jego Assindia Cardinals ubiegłoroczny sezon nie mogą zaliczyć do udanych. GFL2 zakończyli bowiem z bilansem 1 wygranej i 9 porażek – Naszym celem na zbliżające się rozgrywki jest przede wszystkim uniknąć wyniku z zeszłego sezonu. Główny cel to utrzymać się w lidze i mieć pozytywny bilans spotkań – realnie ocenia Aleksander Gadecki. Cardinals pierwszy oficjalny mecz w tym roku rozegrają 22 maja o godzinie 15:00 z Paderborn Dolphins.